Miesięczne archiwum: Lipiec 2014

     Podobno to miłość z nich największa? Ale o niej pisałem już wielokrotnie, ze szczegółnym naciskiem na fakt, że cnota owa została sprowadzona totalnie do parteru, a wręcz wyloffciowana.

      Więc nie będę się wyżywał nad tym zużytym słówkiem do podcierania serduszek.

       W piątek w nocy, tradycyjnie pod wpływem, strzeliło mi do łba przetestować wiarę. Z pełną, pijacką świadomością!

       Otóż pod klubem pewnym, nawinął się mi natrętny szczyl, o proweniencji upośledzonego cygana, co to za wszelką cenę starał się mi opylić grama ziela wiadomego. Usiadłem z nim na przystanku, postawiłem piwo nawet i przez dobry kwadrans mówiłem mu, że usiłuje ze mnie zrobić jelenia, jestem na 100% pewny, że jak mu zapłacę, to towaru nie przyniesie i że go zwyczajnie popierdoliło. Zaczął mnie mocno wkurwiać! No ale zarzekał się, że jest słowny, że ma honor, że można mu zaufać i takie tam pierdoły…

       Nie, nie zaufałem mu, ale postanowiłem uwierzyć. Uwierzyłem, że jest  jednak 15 % szansy, że to się da zrealizować po ludzku. Po prostu odezwała się we mnie dusza hazardzisty i liczenie na człowieczeństwo nawet u takiego podczłowieczka (dotychczas, wbrew pozorom i ku ogólnemu zdziwieniu, to się sprawdzało w równie dziwnych sytuacjach!)…

        Po czym postawiłem na niego tradycyjne 30 PLN.          

        To by była niewielka strata, bo w zakładach sportowych przegrywałem większe sumy…

        Ale najpierw musiałem je wygrać!                  

        Nadzieję straciłem po kwadransie.

        Więc za 30 zeta pozbyłem się ostatnich dwóch cnót teologalnych i od teraz mam cynicznie wyjebane na wszystko!

        Myślę, że to niewielka cena?

1,963 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Lada dzień rozpocznie się największy festiwal w Polsce. Festiwal prowadzony przez osła, pędzącego przed sobą barany… A właściwie młodą, beczącą cienko jagnięcinę. 

      Nigdy nie byłem na Woodstocku. Nigdy to gówno nie było dla mnie przystankiem wartym zatrzymania. Mimo że jestem pełnej krwi rockendrollowcem, a w skali koncertów i festiwali, większość bywalców tej ściemy może mi co najwyżej buty wiązać! 

      I tu jest pierwszy problem. Znam całą masę ludzi absolutnie nieogarniętych w jakiejkolwiek muzie, którzy tam wpadali z ciekawości (bo za darmo). Na przykład trójka przyjaciółek, która chyba się pomyliła i zamiast na wczasy, zawędrowała w te centrum błocka, rozbrykanej gówniażerki (bo bez starych) i muzy maści przewszelakiej – pozbawionej na ogół sensu i kontextu.  

      To jest problem drugi. Muza na tym festiwalu jest ni z gruchy, ni z pietruchy! Fakt faktem – co roku jest tam ktoś wart uwagi, ale większość czasu zajmuje na scenach jakieś cuś. Jakby tam puścili disco polo, to chyba nikt by się nawet nie zorientował! I chyba w końcu do tego dojdzie?

      Trzeci kłopot, to jakieś cuś, od jakiegoś czasu tam przyjeżdżające i się mądrujące przed publiką. Na ogół to tępi celebryci, pachołki systemu (!), resortowe dzieci i politycy niszczący już od 25 lat ten kraj.

      Kurwa!!! Pierdolony owsiku wiercący się w dupie systemu! Rockendrolowiec od swego zarania, ma walczyć z systemem! Każdym! Jakim trzeba być tępym chujem, żeby kupić tą ściemę?!

      Otóż wystarczy być jagnięciem pasionym w obórce, przez zidiociałego gospodarza.

       Jak w Folwarku Zwierzęcym.

       Jeśli się ze mną nie zgadzacie, a ten megapiknik jest szczytem waszych możliwości towarzyskich… to wróćcie do wchłaniania medialnej papki, cieszcie się chwilą i udawajcie, że wszystko dookoła jest OK.

       I topcie się jak te bałwany, w te upalne dni, zamieniając się w błocko…

1,521 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Jest sobie gdzieś w Polsce salon samochodowy. Schludny i odpicowany – jak to salon, z porządnymi samochodami. Załóżmy, że w okolicach Starogardu Gdańskiego (a może i w samym mieście?). Do salonu tego, któregoś dnia przychodzi typowy rolnik z reklamówką w ręku, w gumofilcach i drelichu, ot taki małorolny wieśniak z wyglądu…

      …tu się zaczynają problemy młodego, wylizanego, odzianego w dobrze skrojony gajerek sprzedawcy, który z miejsca zamierzał się go pozbyć z owego eleganckiego salonu (by nie straszył klientów – tak w domyśle). Na szczęście zauważył to właściciel, młodemu dał w ucho, po premii i wytłumaczył mu, że ten obszarpaniec, to jeden z najbogatszych ludzi w okolicy.

      Pan rolnik zresztą natychmiast to udowodnił, z reklamówki wysypał szmal i odjechał jakąś limuzyną.

      I tu się zaczyna zasadniczy problem (wbrew pozorom nie taki rzadki), który można określić dwojako: 

     Nie oceniaj xiążki po okładce, ale też wyglądaj na tego, kim jesteś – co ma związek ze zwykłą kulturą osobistą.

      Otóż niektórzy, wychodząć z kufajki i gumofilców, od razu wbijają się w gajerki i lakierki, co powoduje u nich przesadne buzowanie wody sodowej pod czaszką i dziwną niechęć do ludzi, którzy wygladają jak oni dawniej ; z kolei inni, mimo że mają ku temu wszelkie możliwości, za cholerę nie mogą nabawić się chociaż drobnej elegancji! W cywilizowanych społeczeństwach, człowiek osiągajacy odpowiedni poziom społeczny, musi też zacząć odpowiednio wyglądać, co niestety ani tu, ani tam nie jest normą (tu chyba bardziej). Z kolei całe to nowobogactwo musi natychmiast razić po oczach swoim dobytkiem i odpychać lud ciemny na dystans.

     A wystarczy być tylko normalnym człowiekiem, by nie robić wiochy z obu stron…

1,049 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

     To tytuł jednej z piosenek zespołu Pogodno . Niestety nie mogę jej znaleźć w necie – także proszę uwierzyć na słowo. 

     Więc miałem (znowuż) okazję być w weekend na kolejnym festiwalu. Tym razem weteranów szos, pod Starogardem Gdańskim. Gwiazdami wieczoru były Róże Europy i w/w Feel. Festiwali w ogóle się rozmnożyło (i dobrze!), wystepują w różnych, dziwnych miejscach, dość często z jakimś konkretnym zespołem w tle (jak te Róże Europy).

      Owe Róże były zbyt dość wyciszone (przez techników i przed owym Feelem), by docenić z sercem ich niezaprzeczalny dorobek.

       Za to ową gwiazdę nagłośniono po sufit… 

       Tu mała dygresja: w życiu samodzielnie nie poszedłbym na owego Feela, ale weterani występujący przed nimi, mnie natychmiastowo przekonali na bycie w owym miejscu.

        Za to będąc już na samym występie, znienacka stwierdziłem, że ten gamoń – solista, nie jęczy tym swoim słynnym, zmodulowanym głosikiem, a próbuje normalnie śpiewać! Usłyszałem jakieś nieśmiałe próby grania na gitarze, tak że zapomniałem na moment, iż nie słyszę basu i perkusji (piwo chyba mi słuch odjęło na ten moment). Zaczęło mi się podobać, czym przesrałem sobie u kumpli obcykanych z kwestiami rockendrollowymi. Taki chwilowy, neoficki zachwyt…

         Tak naprawdę recepta na zachwycenie ludku nieobeznanego z prawami akustyki, przez takie wybujałe w mediach zespoły, jest niezwykle prosta: głośno, najczęściej z playbacku… i ważne, że gwiazda!

         Ciemny lud to kupuje, jak polityków. Bez pamięci, bez zastanowienia, bez skrupułów… Byle się bawić! Kupują disco polo, jakiś hop-hip…

         No ostatnio kupili Eneja, bo to ska i co za tym idzie – skoczne (ale większość nie zdaje sobie sprawy, że to SKA!).

         Ale to wyjatek od reguły.

         Miłość tego upośledzonego i wykoślawionego ludu doprowadza mnie do szału powoli.

        Ale przynajmniej ten pedoFeel nie jęczał i usiłował grać.

        A resztę pomińmy milczeniem…

1,433 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Otóż ruscy wczoraj pociągli na ostro i strącili samolot pełen ludzi   (mnóstwo dzieci tam było). Tradycyjnie, przy katastrofie lotniczej, trafiło na Holendrów. Spokojne to cioty i przyzwyczajone do cichego umierania w imię wyższych (?) celów.

       Więc nic się w sumie nie stanie z tej przyczyny.

       Trochę zastanawia, jak nad strefą prowadzenia działań wojennych (bo to regularna wojna – chociaż prowadzona cokolwiek niesamowicie i obłudnie w sumie) mogły latać samoloty pasażerskie?!

        Czy ci kretyni zza biurek linii lotniczych myślą, że tam, na wschodzie Ukrainy rzucają do siebie śnieżkami?! Imperium radzieckie …wróć – rosyjskie, kontratakuje z całą (dostepną aktualnie) mocą, by odzyskać utracone tereny (łącznie ze znienawidzoną przez nich polszą). Te ich słynne zielone ludziki bez problemu strącają helikoptery, samoloty transportowe, niszczą czołgi, a ci nibypartyzanci i powstańcy są dziwnie uzbrojeni po zęby (albo i wyżej), zgrani i wyszkoleni niczym jednostki specjalne?

      Ale wypasione w sytym świecie durnie nie ogarniają tak prostych spraw i pewnie sobie plują w brodę nad rozlanym barszczem (czerwonym oczywiście). Swoją drogą chciałbym teraz widzieć kolesia (lub kolesi) odpowiedzialnego za wyznaczanie trasy nad tym rejonem. Odbyło się to pewnie pod znakiem: a niech tam leci, przecież strzelać nie będą? Może ci krawaciarze nawet nie wiedzieli, gdzie puszczają samolot? Może mieli w nosach jeszcze ślady kokainy? Może ich znajomość geografii ograniczała się do pobliskich najt klubów, a historii do odbytych imprez?

     Wielu, naprawdę zbyt wielu ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, jest tak tępych, że ciężko to ogarnąć! Większość ludzi mających wpływ na nasze życie, o tym życiu nie ma bladego pojęcia!

     A co do samolotu: najlepiej to wyraża rozmowa ruskich, którzy go zestrzelili, bezposrednio po tym zdarzeniu: " Po chuj latali? Teraz tu wojnę mamy, kurwa!". 

     Nie chcę ich bronić, ale gdzie buki rąbią, tam i wióry lecą, a ludzie odpowiedzialni za życie innych powinni to wiedzieć! A jeśli to olali, to powinni odpowiedzieć za tą tragedię własną głową.

     Ku przestrodze.

 

 

     PS               I jest program w necie, ogólnodostępny, o nazwie Flightradar , co to pokazuje na żywo: co leci, jak leci i skąd dokąd leci. Wystarczy TYLKO wejść w neta, by ogarnąć co nam lata nad łepetyną. Oczywiście można wszystko zwalić na nieuwagę (?!) obsługi owego "buka" i niewpadnięcie na pomysł sprawdzenia tak prostej rzeczy.

1,407 odsłon(a), 2 odsłon(a) dziś

         Niemcy, swoim zwycięstwem we wczorajszym finale Mundialu, dobitnie pokazali światu, że najważniejsza jest DRUŻYNA w tej zespołowej cokolwiek grze, a nie gwiazdy, celebryci, drogie klejnociki klubowe, w 11 przypadkach na 10 napastnicy, tacy jak: ten lalusiowaty Neymar, bez którego drużyna żółtych wariatów rozsypała się w proch ; Messi, bez którego trafień zwycięstwo okazało się niemożliwe ; nasz Lewandowski, co to jak dostanie gałę na stopę – to strzeli nawet do siatki, a jak nie… to nie (w reprezentacji nie znalazł się taki, co by mu zapodawał  i… reprezentacja przepadła!)!

        ZDECYDOWANA większość tych gwiazd futbolu gra w europejskich klubach, za olbrzymią kasę i kosmiczne transfery – rekord oscyluje już w granicach 100 milionów euro za jakiegoś Walijczyka w Realu!

       A końca tego wariactwa niby nie widać?

       Tymczasem o wiele tańsi, bardziej skromni, zgrani, bo grający w swoich klubach Niemcy, zgarniają Puchar Świata.

       A co z tym szaleństwem (któremu oparli się Niemcy) wspólnego mają modelki? 

       Ano w latach 90 (1990ych), podobnie jak dziś z gwiazdami futbolu, ich sława (a co za tym idzie i wymagania), tudzież kasa za występy, osiągnęły taki poziom, że cały biznes modelarski, a zwłaszcza pokazy, przestawały mieć sens i groziło to załamaniem rynku (!!!).

       Na to ci innosexualni projektanci razem, apiać, zdecydowali o ukróceniu zarobków i szału medialnego związanego z modelkami…

       I od tego czasu nie ma supermodelek, a ich zarobki nie ścinają z nóg!

       Wszystko zmierza dokładnie w tym samym kierunku w kwestii piłki kopanej. Tyle że tu realia (szmal, reklamodawcy i kibice) są innej miary, ale cena 100 milionów euro (prawie pół miliarda PLN!!!) za biegającego po murawie pacana, to nawet jak na ten najważniejszy sport na świecie chyba za dużo?

        No i jak pokazały mistrzostwa, same gwiazdeczki (napastnicy) to za mało na wygranie meczu. Potrzebna jest jeszcze defensywa, pomocnicy, a najważniejszym zawodnikiem niejednokrotnie bywa bramkarz!

         Więc czemu na jednego, błyszczącego w świetle fleszy i ociekającego szmalem dupka, ma tyrać cały zespół?

         Z tej więc strony spodziewałbym się początka zmian i ukrócenia tego obłędu!

         Bo granica szaleństwa została osiągnięta, a jak pokazali Niemcy – można mieć i kluby i reprezentacje i zgarniać wszystko co w piłce ważne – bez udziału jakichś błaznów.  

1,298 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

     Taka typowa kobietka, pani domu (musi być Panią, nawet jeśli w tym domu nie bywa i nic nie robi), jest w 9 na 10 przypadków specjalistką od zakupów. Znaczy wraca z jednego sklepu, do którego miała iść (a była po drodze w stu), z tonami do niczego niepotrzebnych pierdół, kupionych okazyjnie, w dobrej cenie. Zadowolona z dobrych zakupów i każąca się z tego cieszyć otoczeniu – bo to tanio i okazja!

     O tym napisano już pół internetu, ale nikt nie zwrócił uwagi na jeden szczegół: kobiety na zakupach są jak małe dzieci! 

     Jeśli ktoś wątpi, że kobiety są niedojrzałe i psychicznie niedorozwinięte, to niech zwróci na to uwagę. Dziecko wchodząc do sklepu… chce wszystko! Podobnie większość kobiet. Normalny facet też by oczywiście chciał (szczególnie dotyczy to działów monopolowych), ale normalny facet kupuje TO, CO MA KUPIĆ i zakupy przestają go interesować. Dziecko popyla po sklepie, wskazując paluszkami, co chce, i rycząc, gdy tego nie dostaje. Przeciętna kobieta popyla samodzielnie, z wózkiem, siatkami, wymiatając półki z towaru, niczym tornado, a w domu bezczelnie tłumaczy się swojemu facetowi (sponsorowi) jakich to niezbędnych do życia sprawunków nie zrobiła!

     Większość z nich, bez szkody dla gospodarstwa i środowiska, można natychmiast wypierdolić w śmietnik.

     Ale konto już mniejsze…

     Dotyczy to też samochodów i domów: przeciętny małżonek polski tyra grzecznie i cicho, by spłacić kredyty z pomysłów swojej paniusi.

     Bo inne tak mają, to ja też muszę mieć!

     Xiężniczki w podkolanówkach kurwa ich mać!

     Ale kreują się na takie poważne, życiowe, trzymające w łapskach wszystko, bo faceci to rozpieprz ino, lenistwo i pijaństwo!

     A spierdalajcie na drzewo kurwy jaśniste!

     Dawno zrezygnowałem z małżeństwa, stałego związku i pętli kredytowej na szyi – nie mógłbym żyć w obłudzie!

     I dziękuję Bogu za prostytutki – wychodzi taniej i bez stresu.

     I uonanizować się nie trzeba. 

 

 

     PS         Spójrzcie w swoje szafy (wszyscy): 1/3 ciuchów się nosi , 1/3 się dawniej nosiło, a 1/3 jest nie wiadomo po co? 

2,244 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Otóż miałem niewypowiedzianą przyjemność być ostatnio na Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty. Po raz drugi zresztą – wtedy widziałem UFO, za to mniej ludzi, a słońca to już w ogóle! Tym razem wyjątkowo dopisało towarzystwo na polu namiotowym, tudzież pogoda (aż zbyt ciepła – ale niech tam!).    

       Wpierw się skupię na towarzystwie.

       Miałem jakieś takie, niepewne delikatnie mówiąc, podejście do Ślązaków… Dopóki ich nie poznałem bliżej i osobiście. Klienci są w pytę, do tej pory postrzegałem ich ogólnie jako takich, przygnębionych podziemiem (i zamgloną atmosferą na górze) wunglokopców, chcących się oderwać od Polski, a dorwać… sam nie wiem do czego?

        A tu taka niespodziewanka!

        Naprawdę konkretni klienci!

        Nawet ich godka zaczęła mi się podobać. Taka z jajem. Ale trochę się pogubiłem właśnie z tym:    "Ja" "Jo".   Więc u nas (na Kociewiu, ale też i Kaszubach) "Jo" jest słowem uniwersalnym, określającym cokolwiek, na każdą okoliczność – oprócz siebie… a u nich: "jo" to "ja" , "ja" to "jo" , dalej przestałem drążyć temat, ze względu na możliwe uszkodzenie zwoi mózgowych. Kwestii określeń: hanys i gorol, bezpiecznie nie ruszałem, bo jedyne co kojarzę, to że można dostać wpierdol za nieodpowiednie ich użycie, chociaż ci akurat agresywnymi nie byli, podobnie zresztą jak reszta gości (połowa przynajmniej po pięćdziesiątce).

        A teraz muzyka.

        Fisz (ten angielski) udowodnił, że ryby głosu nie mają… No dobra – ma! Ale na występy przed wielką publiką, na wielkim amfiteatrze nie najlepiej się to nadaje. Może to wpływ mojej punkowo/metalowej natury, gdzie jak nie ma pierdolnięcia, to nic nie ma?

        Nie wiem, się wynudziłem, za to Jethro Tull mnie autentycznie rozwaliło! Jeszcze ten patent z wokalistą: sam Ian Anderson, ze względu na wiek, w tej kwestii nie domaga… więc znalazł młodego pomocnika, z takim samym głosem, który wkraczał w odpowiednim momencie – i wyszło z tego konkretne szou!

        Na Dylanie nie byłem, być może ze względu na koszty, a może ze względu na mój wrodzony antysemityzm? Być może też ze względu na jego wiek i nudę porównywalną z Fiszem? Trochę też mi się kojarzy z czasami hippisów – a to mi się ogólnie źle kojarzy. Ale chyba najbardziej przez to, że gościu jest tak amerykański jak hamburgery: niby zjeść można, ale wolę pierogi.

        Więc uogólniając: Ślunzacy mnie kupili, pan ryba wynudził (ale na spokojnie), stałem się niespodziewanie fanem pana od siewnika , a amerykańca zwyczajnie olałem – czego absolutnie nie żałuję!

1,500 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Miałem napisać coś ostrego o ostatniej imprezie u znajomego perkusisty (to ci upokorzeni przez złośliwość sprzętu), ale nie dopatrzyłem się niczego negatywnego w tym wydarzeniu, oprócz znienacka, pod koniec doby, opadniętego deszczu i tego, że zespół goni od dłuższego czasu w piętkę, zbyt mocno kombinuje i nie daje się ponieść prostej, zwyczajnej, ludzko/chłopsko/bluesowej fantazji.

     Ale ogarną chłopaki (taką mam głęboką nadzieję!).

     Chciałem się skupić na basistach.

     Kolesie w 99 przypadkach na dziesięć koncentrują się na waleniu fraz z pamięci: co im trzeba przyznać – z wrodzonym wyczuciem rytmu (bo inaczej się nie da), są takim tłem dla gitarzysty i wokalisty (podobnie jak ta nieszczęsna perkusja)… i nic poza tym!

     Taki automat rytmiczny przygarnięty przez zespół…

      W tym momencie zacząłem się zastanawiać, co tworzy tego całego rockendrolla? Perkusiści - to głównie kłopot, basiści – robią przytup, gitarzyści jak napieprzają z całą mocą, to nikt nie zauważy ich niedociągnięć…

    Czyżby dobry wokalista z dobrymi textami?

    No ale jak taki basista się rozpędzi, to klękajcie narody!

    Przykłady? Proszę bardzo!

    Lemmy Kilmister , Peter Steele (nieżyjący juz niestety) , czy mój absolutny numero uno w kwestii polskiej: Lech Janerka .

    Czyli że się da przeskoczyć cały zespół i z pozornie nieistotnego instrumentu zrobić coś niesamowitego!

    Wystarczą cztery, grube struny, by zrobić konkretny rozpieprz! Wbrew schematom i wyuczonej sztampie!

    Trzeba tylko popuścić wodze wyobraźni i przestać się bać łamania schematów – bo w sumie na łamaniu schematów zasadza się cały rockendroll !

    Dla przykładu: "No More Tears" Ozzy Ozbourna wynikło z prostej próby ich basisty.

     Można? Można!

1,258 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

Kategorie
Użytkownicy na stronie
Aktualnie online: 2
Stronę odwiedziło
000000
Dzisiaj :
Wczoraj :
W tym miesiącu :
Obecnie online :
Twoje IP: 3.236.209.138