Hasło wymienione w tytule, jest dość dołującą kwintesencją polskiej mentalności, wyniesionej jeszcze z XIX, romantycznego wieku, gdzie logika nie istniała, a wszystko postawiono na uczucia.
Więc od jakichś* 200 lat jesteśmy niewolnikami alter ego owego wspaniałego okrzyku, czyli: "Gloria Victis".
Czyli, że spieprzamy wszystko dokumentnie, udzielając się nie tam, gdzie trzeba, z jakimś dziwnym, masochistycznym zadowoleniem?
Jako, że zbliża się kolejna rocznica porywu BOHATERÓW, dowodzonych przez IDIOTÓW, którego efektem było TOTALNE zniszczenie stolicy (tudzież ułatwiony podbój kraju przez ruskich), cokolwiek trzeba wspomnieć o tej klęsce – rocznik 1944.
Ogólnie Polska, po II Wojnie Światowej, została najbardziej poszkodowanym krajem świata – czego skutki odczuwamy DO DZIŚ. A Powstanie Warszawskie było apogeum tego wariactwa, co, jeśli to kogoś szerzej interesuje, jest do wyczytania w dwóch genialnych xiążkach: "Jakie Piękne Samobójstwo" RAZa i "Obłęd 44" Zychowicza. Na takie dwa, obiektywne i fachowe opisy owego stanu rzeczy warto jednak było poczekać (a raczej odczekać)… by złapać się za łeb, w bezradności na tradycyjne, niezmienialne, polskie spieprzenie potencjału TEGO, cokolwiek wspaniałego, męskiego i dzielnego narodu, przez totalne pizdy, które już co najmniej od 200 lat NAMI rządzą.
I marnotrawią NASZĄ krew i NASZ potencjał.
Ku uciesze ruskich, którzy (niby takie głupie kacapy – jasne!) siedzą tradycyjnie z boku i patrzą na ustawianą (przez nich) klęskę swoich podbijanych sąsiadów.
Tylko szkoda tych ćwierć miliona ubitych dzieci, kobiet i inszych cywilów, głównie z Woli i Ochoty, których zastąpiły natenczas nadymane słoiki.
I szkoda, że ówczesna gówniażerka łapiąca za muszkiety przeciw czołgom nie pomyślała… POMYSLAŁA CHOĆ PRZEZ CHWILĘ…!
Że chwila łopotania biało-czerwonej nad ruinami stolicy, będzie oznaczała odstawienie na bocznicę tego państwa, przynajmniej na 100 lat…
PS Nawiasem mówiąc, nasz poprzedni prezio-gamoń, jest dość mocno spowinowacony z gamoniem Borem Komorowskim, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za tą rzeź i upadek narodu…
* Tak to se piszę i tak to zostawię!
1,823 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Może pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza, ale z drugiej strony mrozem i monsunami nas nie traktuje, a że tam, gdzieś czasem (zwłaszcza na południu), pierdolnie jakąś nawałnicą, czy innym tornadem, to nie powód do płaczu dla nas – z północy, gdzie piździ regularnie i nigdy nie jest duszno. A i wichury nie są niczym dziwnym – a wręcz naturalnym.
Ale nie o tym.
Wczoraj, w moim smutnym jak pizda, cokolwiek nie najmniejszym, nadwiślańskim mieście, gdzieś koło północy, postanowiliśmy, w te cokolwiek wakacyjne lato, odwiedzić jakiś lokal (lub więcej).
I tu spotkała nas niemiła niespodzianka. Ulubiony (Old) Pub, był już zakluczany z powodu pustości. Inne lokale były albo zamknięte, albo w trakcie zamykania (na wieczne amen). Wygląda na to, że życie towarzyskie obumarło tu kompletnie, co udowodniła ta sobotnia, letnia noc, w którą w normalnych krajach, w turystycznych i przejazdowych zwłaszcza miejscach, życie integracyjno wieczorowe, a zwłaszcza weekendowo-nocne, nie ustaje do poranka.
Bo człowiek rodzi się po to, by się bawić – cała reszta, jest wbrew pozorom, baaardzo, baaardzo z tyłu w skali ludzkich potrzeb i sensu istnienia.
Tyle że nie w Polsce. Tutaj normą jest spędzanie wolnego czasu przed TV, PS, lub na tradycyjnym chlaniu, czy ćpaniu w jakiejś pakamerze, lub na działce. Co zazwyczaj kończy się koło właśnie północy, z powodu postępującej niemocy spożywających.
Więc normą jest przestrzeganie tak zwanej ciszy nocnej, czego pilnowaniem zajmują się zwłaszcza stare dziady i baby (tak, te rodem z PeeReLa!), które skutecznie potrafią zakończyć KAŻDĄ, dobrze rozwijającą się imprezę, koncert, czy cokolwiek sprawiającego, że świat na chwilę przestaje być szary i smutny – jak ich żałosny żywot.
Rozumieją to w normalnych krajach i co poniektórych polskich, większych miastach, gdzie powstają strefy zabawowe, odporne na skargi miejscowych dziadów. Tam, decydując się na zamieszkanie, musisz się liczyć z tym, że noce (zwłaszcza weekendowe) będą głośne i raczej bezsenne. Takie ryzyko mieszkania w rozrywkowym centrum miasta. I żaden stary czub niczego z tym nie zrobi, bo tak MA BYĆ! Bo tak ma normalny człowiek, że musi się raz na tydzień rozerwać.
A w takich prowincjonalnych dziurach, jak moja? Tutaj nie wygląda, by ktokolwiek chciał ruszyć dupsko z domu. Ba! Tutaj można odnieść wrażenie, jakby nikogo już nie było, lub ludność zapadła w sen wieczny, a spokoju owego snu pilnowały jakieś postkomunistyczne zombie. I wątpię, by wczorajszej nocy wszyscy stąd byli obecni w krajach zachodnich, ciułając szmal na smutną wegetację, czy w niedalekim Gdańsku obserwowali koncert otwierający Jarmark Świętego Dominika. Po prostu miasta i wioski naszej Polski, są pełne odosobnionych, egoistycznych i wrednych jednostek, dla których życie nie wykracza poza podstawowe czynności fizjologiczne + ciułanie szmalu na ich zaspokojenie.
1,242 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Jeszcze w XIX wieku, czterdziestolatek był uważany nieomal za starca.
Ba!
Nawet do lat 80 ubiegłego wieku, w naszym przaśnym PeeReLu, czterdziestolatek był tłokiem bez pary, sztucznym niczym ów socjalizm starym ćwokiem, co łatwo można wyłapać chociażby w serialu z lat 70: "Czterdziestolatek".
Tytułowy bohater, to mentalny dziad, bez najmniejszego pojęcia nawet o ówczesnej rzeczywistości. Taki typowy wołek roboczy, który bardziej pasuje do trumny, niż do życia. Serial ogólnie, pozornie, do dupy. Obejrzałem go jako dzieciak (w owym PRL) i wrył mi się w pamięć nieusuwalnie. Lecz, gdy tak się mu bliżej przyjrzeć, to bezbłędnie opisywał ówczesne, prymitywne społeczeństwo…
…którego niedobitki, niestety, żyją do dziś…
A już wtedy, w cywilizowanych i wolnych (czyli zachodnich) społeczeństwach, wyglądało to inaczej.
Czyli tak jak teraz u nas.
Czterdziestolatki obecnie, to zazwyczaj aktywni (fizycznie i kulturalnie) ludzie, dość często nieustatkowani, dość często jeszcze niezrezygnowani, a pełni marzeń, planów i energii.
W przeciwieństwie do tych sztywnych pierdów z czasów PRL.
I te przesunięcie wiekowe wciąż się przesuwa (wraz z postępem medycyny).
A ci co wtedy już byli starzy, niech lepiej się szybciej odsuwają.
Albowiem: niech żyje młodość !!!
Ile by lat nie miała.
A piszę to ja, który ową magiczną barierę czasu przekroczył już rok temu.
PS
I jeszcze taka mądrość życiowa: "Nie przestajesz się bawić, bo jesteś stary, tylko robisz się stary, bo przestajesz się bawić.".
1,219 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Walka o fotelik prezydencki rozegrała się jakiś czas temu. Na finiszu, tradycyjnie, znalazły się dwa barany z przodujących partii. Ten poprzedni był tak przyspawany do owego stolika, że ze zdziwieniem stwierdził, iż czas się wyprowadzić bez mozliwości odwrotu, drugi naobiecywał tyle, że budżet kilku najbogatszych państw by tego nie wytrzymał…
…i wygrał!
Żeby było weselej w tym naszym przaśnym państwie, od razu praktycznie zaczęła się kampania parlamentarna. Więc ostatnimi dniami, zaczęły popylać po kraju naszym, dwie zastępowe owych baranów: jedna busem po wygranym prezio, druga za frajer (państwo – czyli my – płaci), tandetnym, wielokrotnie przepłaconym (kolosalne łapówki), w spierdolonym za GRUBE pieniądze spierdolino.
O ile ta pierwsza przypomina swego władcę i wali banały bez pokrycia, ku uciesze gawiedzi (normalka w polskiej polityce – ciemny lud to ZAWSZE kupi), to druga (premierka cokolwiek!) przekroczyła wszelkie granice absurdu, obłudy, chamstwa i głupoty.
Podobnie jak poprzedni prezydent, przypomniała sobie nagle, że oprócz polityków, są ludzie, którzy ich wybierają i opłacają - nazywają się obywatele. I dawaj popylać po całej Polsce, jak długa i szeroka (na nasz koszt – żebyście nie zapomnieli!), by ujrzeć te dziwne stwory i ich przekonać do siebie i swojej drużyny.
Co przy licznej liczbie idiotów w społeczeństwie, ma szanse powodzenia. Z drugiej strony, prezes jej przeciwniczki, jest tak oderwany od rzeczywistości (czyli normalnego życia), że wypuszczony samopas, zginąłby za najblizszym zakrętem.
Ogólnie, "nasza" elyta polityczna jest w większości tak wkręcona od lat w to życie polytyczne, że o życiu gminu wie tylko z wiadomości televizyjnych – czyli z niczego.
A ten ciemny gmin znowu wybierze mniejsze jakieś zło (?!), coraz głębiej pogrążając się w bagnie wegetacji.
Zamiast, po prostu, pozbyć się pasożytów…
1,242 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Że zacytuję:
"Henri Cartier-Bresson opracował w fotografii koncepcję decydującego
momentu, w której nie chodzi o uchwycenie dowolnego momentu, ale takiego momentu, który wyrazi kwintesencję danej chwili.".
Błędem fotografii obecnej jest to, że skupia się na technice (skąd to znamy – może z poletka muzycznego?). Po całym (cywilizowanym?) świecie, popylają miliony fotopstryków, którzy robią zdjęcia…
No robią…
Potem to poprawiają na maxa, na jakichś tam fotoszopach, trzymają się jakich tam reguł kadrowania, czasów, przesłony, itp,itd…
Pełno tego na jakichś tam stronach fotograficznych, z którymi prędzej, czy później wpadam w konflikt. Oni tam wklejają te wszystkie dane, w których jakich tam ustawieniach pstrykli ową fotę (o dziwo nie podają programów, w których je poprawiali z mozołem).
Im tam nic nie pasuje, co wychodzi poza ich ramy.
Trzymają się sztampy, resztę zlewają, a na końcu i tak wyjdzie, że to są amatorzy i popierdułka, bo nie czują PRAWDZIWEJ sztuki, a jeno odpierdzielają powszechny schemat, niczym muzycy z przodujących stacji muzycznych – czyli z niczego.
Tylko, że zadam te tradycyjne pytanie – po co?
PS Kiedy miałem aparat na kliszę, to czułem się niczym snajper:
musiałem oszczędzać strzały, bo miałem w pasku tylko 36 naboi.
Teraz czuję się niczym operator karabinu maszynowego:
napierdalam seriami (po 3 strzały z różnych ustawień), aż czegoś nie trafię.
I o dziwo trafiam – jakby tych purystów akademickich dupa nie bolała…
2,086 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
W moim wesołym jak pi…zda mieście, od paru lat odbywa się konkurs muzyczny, dla nieznanych, w zasadzie amatorskich kapel. Nagrody, jak dla takich kapel, są całkiem spore. Z publiką bywa różnie – ale o tym potem.
Tym razem kapel było tyle, co kot napłakał (na palcach jednej ręki by to można policzyć). Widzów (i słuchaczy) tyle samo, ale skupmy się na konkursie.
Na te pięć zespołów, najbardziej wartymi wzmianki był pierwszy i ostatni. Pierwszy, jakby koty owe nie płakały, zwano Psami, ostatnim była jakaś białorusko/polsko mieszanka, grająca totalną rozpierduchę i tak samo zachowująca się na scenie (a jechali wprost z Białorusi i stali na granicy 6 godzin!).
Pomijając niedoskonałości techniczne, te dwa zespoły powinny zdystansować resztę i zgarnąć pulę, za samą chociażby energię…
…ale nie.
Trend jest teraz taki, że żury wszelkiej maści, oceniają zespoły TYLKO I WYŁĄCZNIE za technikę.
Takie mast bi de miusik/idol/jakieś tam faktory i tym podobne.
Nie liczy się energia, serce, pomysł…
…więc miejsce na podium, jak zwykle, zajęli skrzeczący po angolsku (czyli do nikogo) ciotopedzie.
Ale po co komu taka muzyka?!
Już nie mówię o buncie – bo już na niego nie liczę. Chodzi o samą energię. A tu chyba wszystkim tym jurorom, krytykom i im podobnym, zależy chyba na tym, by ową energię zniwelować do zera.
I nagradzać jęczymordów.
Sprawę znienacka uratował Kult, który równie znienacka zapełnił amfiteatr tłumem luda i tradycyjnie rozpieprzył wszelkie dylematy techniczne swoją energią.
Oni mają farta. Wtedy, gdy zaczynali, wystarczyło w miarę sprawnie zaryczeć, by stać się legendą – ponieważ wtedy chodziło o energię.
Teraz wszyscy stawiają na otoczkę, nie na rdzeń, więc jest jak jest…
I chyba inaczej już nie będzie…
Dopóki jakaś siła wyższa, z wyższych nadajników, nie skończy ładować umysłów kreujących i spożywających kulturę, ubogą w składniki odżywcze papką komercyjno/nijaką…
1,661 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Oprócz tego, że raczej jestem dość niekonwencjonalny w zachowaniu i wyglądzie, to mam jedną, rzadką przypadłość:
nie gryzą mnie komary.
Trwa to, od kiedy pamiętam (więc od wczesnego dzieciństwa przynajmniej), także to nie jest skutkiem alkoholizmu, czy konsumpcji innych używek.
Przynajmniej unikam jednego, dość upierdliwego kłopotu.
Ale są też Komary z gatunku Homo Sapiens, które znienacka potrafią ukłuć i wyssać parę kropel krwi… Bo ot tak – w taki właśnie owe owady wpadły nastrój!
Jest całkiem liczna kategoria osobników, z pozoru sympatycznych, których ego przerasta ich możliwości intelektualne, a każde wyjęcie paluszka z ich tyłeczka, powoduje ich natychmiastowe rozdrażnienie, histerię, i pretensje do wszystkich o wszystko!
Jak dzieci w przedszkolu.
Ich psychika jest zrobiona z mokrej od łez waty.
Podobnie jak zespołu , który strzelił focha i nie wystąpi na konkursie, z tak głupiego powodu , że…
…brak mi słów po prostu…
Dorosłe (?) dzieci z gitarami.
1,209 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Ogólnie żyjemy w państwie bezprawia, gdzie rację ma ten bardziej bezczelny, silniejszy i z większą ilością pleców.
To wiadomo.
Wiadomo, że prawo TU nie służy słabym (tych wręcz gnębi), a silnych głaszcze – wręcz ich (po wschodniemu) liże.
Wiadomo, że TU grasuje seryjny samobójca, likwidujący za dużo wiedząco/mówiących.
Wiadomo, że TU za nic dostaniesz czapę, a za zbrodnie cię wypuszczą do domu, a nawet nie zaczną ścigać (oczywiście TYLKO wtedy, gdy jesteś znanym, najlepiej jak politykiem, biznesiurem, gwiazdką medialną, a najlepiej jak wszystkim naraz)…
Ale jest jeszcze jedna kategoria wyjętych spod prawa, z którymi można zrobić DOSŁOWNIE wszystko!
To pijani.
W kraju, gdzie chleją wszyscy, z pijanym można zrobić cokolwiek! Bez ŻADNYCH konsekwencji prawnych!
Paradox taki.
Można ich bezkarnie rozjechać, napaść, zgwałcić, zabić, cokolwiek – bo są pijani.
Pijany na komendzie nie ma prawa zeznawać, a po wytrzeźwieniu i tak mu nikt nie uwierzy w ŻADNE słowo. Pijany zawsze jest na straconej pozycji.
Bo pijany.
W narodzie pijusów.
Ale o dziwnym mieście Myśliborzu.
Załóżmy, że znajdujesz się w owym obcym ci kompletnie mieście (wyglądało na turystyczne), na imprezie ogólnej, jako ktoś tam z obsługi, jakiegoś tam zespołu. Załóżmy, że zapraszają cię na after party…
Do tej pory OK.
Miasteczko nie za duże – jakieś 10 kilo mieszkańców, powinno być zabezpieczone raczej w miarę sprawnie, albowiem impreza w miarę rozgarnięta, przynajmniej na stadionie, gdzie się odbywała. Mieszkańcy powinni być w miarę zainteresowani, chociażby ze względu na niewspółmierną ilość zespołów, motorów i gości przybyłych. W normalnych miejscowościach i u normalnych obywateli to normalne: na przykład u mnie – w nadwiślańskiej miejscówie – sześciokrotnie większej od tego, jego mać Myśliborza…
A tam nie!
Tam jakby czekali na turystów, żeby TYLKO ich skroić!
Typowa, przygraniczna (30 kilometrów od Niemiec), cygańska juma.
Czekają tylko, by komuś coś zapieprzyć i zacieszać.
Co do mnie, to moja noga więcej w takich przygranicznych slamsach nie powstanie! Nie życzę sobie wściekłych hien – życzę sobie gościnności!
Przyzwyczajony do PRZYJAZNYCH miejscowych, dla przyjezdnych zabawiaczy i dostarczycieli gotówki, zorientowałem się, że są wylęgarnie buraków – jak owy Myślibórz, które duszą się we własnym sosie, byle tylko wyssać z owych przyjezdnych te parę groszy.
A co na to nasza słynna policja?
Ano podpitemu nie uwierzy, zeznania schowa do szuflady i zabije textem:
"To spokojne miasto jest (10 000 mieszkańców!!!), tu w rok są najwyżej 3 morderstwa"…
I w w tym momencie zmiękłem ostatecznie i uznałem to miasteczko (Myślibórz), za gniazdo pasożytów.
Nie jedźcie tam, a nawet nie przejeżdżajcie!
Tam jest jeno buractwo i wściekła zwierzyna.
1,275 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Słowo "tolerancja" zostało ostatnio sponiewierane i zniżone do poziomu szmaty, przez grupkę agresywnych, totalnie nietolerancyjnych (paradox!) perversów, spod znaku prawie tęczowej flagi, z której jakimś dziwnym trafem wykluczyli indygo.
Ale nie o tym.
Rzecz o polskim nietolerantyźmie, kompletnie niepowiązanym z kwestiami pedo/gejo/ciotowatymi.
Otóż widzę tu kolejną naleciałość pokolenia PRL, gdzie to panowała przez 40 lat niejaka urawniłowka , która to zryła temu pokoleniu łby wprost do poziomu ziemii i teraz na wszystko, co się choć lekko wyróżnia, patrzą jak na UFO.
Ich potomkowie mają podobnie (w końcu wyssali takie spojrzenie na świat, z alkoholem matki – a matka z porypanej wojennymi szrapnelami babki).
Rozejrzyjcie się po tych waszych dziadach borowych, powojennych.
Praktycznie jeden w jeden (i jedyne) są proste jak przedwojenne cepy!
Ich punktem odniesienia jest TV, lato z radiem, czy jakiś tam ojciec Tadeusz, któremu bezgranicznie i oddanie wierzą. Oni mają jakieś dziwne "zasady" , przyzwyczajenia i poglądy, z których nie rezygnują (nawet o tym nie myślą!) chociażby na mililimetr. A na wszystko co im ten prymitywny stan zakłóca swoim wyglądem, sposobem bycia, czy poglądami, reagują warczeniem i gryzieniem, jak tępy, łańcuchowy kundel.
Bo tak im psychę przez 40 lat wyrównywał walec made in ZSRR.
I tego pokolenia już się nie da uratować (częściowo nawet mi ich żal). Gorzej, że w takim klimacie wychowali swych potomków (nawet do 3 pokolenia) i oni z takimi samymi naleciałościami zwalczają wszelkie odmienności.
Co najsmutniejsze, na to dzikie poletko wlecieli wymienieni na początku zboczeńcy, jeszcze bardziej komplikując i tak trudną sytuację.
A czym grozi promocja zboczeń?
1,855 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś