Miesięczne archiwum: Grudzień 2016

      Wszystkim. Absolutnie wszystkim, których znam i mnie znają, życzę tego samego, co oni chcieliby życzyć mnie!

      Niech wam się to spełni w całości i bez wyjatku!

      Tak mi dopomóż Bóg.

1,429 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

Maszeruj przez życie

Miej litość w limicie

Myśl tylko o sobie

Kariera w przerobie

Depcz Go!

Wybierz swój cel i zmierzaj ku niemu

Dreptaj po trupach, bo ci się nie uda

Pluj śmiało na resztę

I ciągle chciej więcej

Depcz Go!

Zadeptuj na śmierć!!!

Sławą swą śmierdź

Epatuj karierą

Za złamaną barierą

Zniszcz Go!

Dla swojej radości

Miażdż cudze kości

Jak cyborg, jak robot, bezduszny komputer

Cel w twoim oku wyznaczy ci trasę

Ignoruj Go!

Barbarzyńska kariera

Awansem się odcina

Odgradza od plebsu

Szczur każdy sukcesu

Miej To!

Czymkolwiek to jest

Poświęcaj się

Bo po to jesteś

Byś miał coraz lepiej…

960 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś

      Kobiety, jako te stworzenia mające naturalnie wprasowaną funkcję wicia gniazdka, spinę maxymalną uwidaczniają w czas świąteczny, gdzie to Boże Narodzenie (które to z autentycznymi wydarzeniami nie ma nic wspólnego – ale o tym na końcu) zajmuje miejsce pierwsze wśród wszystkich dni w roku.

      No na Wigilię ma być szał i już!

      Tak to mają babska proste.

      Przyznajcie faceci (ci jeszcze istniejący), że dzień wigilijny najchętniej spędzilibyście w robocie i jedynym waszym marzeniem po przyjściu do domu jest zjeście kolacji, zalanie pały i niepatrzenie na ten cały cyrk?

      No nie mówcie, że jest inaczej!

      Bez jaj (nomen omen)!

      Te strojenie, sprzątanie, gotowanie, wałkowanie ciast i inne duperele wywracające domostwo do góry nogami.

     Po co to nam – facetom?! 

     Chociażby mycie okien przedświąteczne na przykład. Co z tego, że w wieżowcowisku, na 10 piętrze się umyje okno? Równie dobrze można by je obsrać na rzadko, potem powiesić się w iluminacji, w pokoju bez firanek - i tak nikt z zewnątrz na to nie zwróci uwagi!

     Później żarcie na siłę, w sztywnej atmosferze, tradycyjne, podhalańskie kolędy z ekranów TV (nagrywane w czerwcu) i wymuszone rozdawnictwo prezentów z dupy i po nic.

    Nie zapominajmy też o karpiku do chwil ostatnich blokującym wannę i tym samym uniemożliwiającym ablucję - dlatego najczęstszym prezentem od Mikołaja są kosmetyki.

     Mikołaja zresztą też już dawno zastąpił jakiś komercyjny, zarośnięty tłuścioch spod znaku megakorporacji rozlewającej jakiś chemiczny ulepek po wszystkich krajach.

     No i sama definicja święta.

     Taka śmierć Chrystusa jest jasno określona i co jakiś czas jej data pokrywa się z rzeczywistością (Święto Paschy).

    Stąd też wyższość świąt Wielkiejnocy nad tymi teraz.

    A to teraz?

    Ano to teraz zastapiło stare, pogańskie święto najdłuższej nocy (przesunięte bezpiecznie dzień dalej)… i za cholerę nie zgadza się z opisem Narodzenia Pańskiego!

     Więc tak. Media doniosły, że w tym tygodniu śnieg spadł w Algierii. Śnieg w tamtych rejonach, o tej porze, jest czymś może nadzwyczajnym, ale nie niesamowitym. W Izraelu zimą może być zimno, chociaż to strefa palmiarska, podzwrotnikowa, ale jednak. 

     A w czas taki pasterze siedzą w domach, a bydło w oborach – jak to chociażby na wymienionym Podhalu. Obecnie badacze Pisma Świętego skłaniają się ku teorii, że cała akcja miała miejsce wiosną, ewentualnie wczesnym latem. Rok Jego narodzenia jest taką zagadką (+/- 5 lat od Narodzenia Chrystusa), że nikt już tego nie rusza.

     Urodził się ów czczony jako biedaczysko w stajence…

     Przypominam, że przybyli do Betlejem na spis powszechny i tłok musiał być jak na Euro 2012 w Gdańsku, więc znalezienie wolnego hotelu (jakkolwiek się to tam wtedy nazywało) graniczyło z cudem. Rezerwacje przez neta odpadały, więc nocowali i tak w sumie nieźle (w cieple i pod dachem).

     A ta mityczna bieda Jezusa? Przecież, jak jego ojczym Józef, był cieślą! To do dziś dość intratny i wystarczający na co najmniej porządne przeżycie zawód (to słynne darcie szat i gra o nie w kości przez rzymskich wartowników – o zwykłe łachy z lumpexu by tak nie grali).

     Więc nie był biedny, przez niedopatrzenie nie załapał się na urodziny w porządnym miejscu (do dziś kobiety rodzą w taxówkach, czy samolotach – co im zapewnia dożywotnie darmówki w tychże). 

     Był konkretnym gościem urodzonym w niespodziewanych okolicznościach wczesną wiosną…

     Więc co my do cholery teraz świętujemy?!

 

 

"Największa hańba – nie móc się za dobro otrzymane odpłacić."

                                                                               Sokrates

1,028 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś

       Donosicielstwo od zawsze było jednym z najgorszych zachowań, a w epoce prawilnego hip-hopu jest wręcz kluczowym przykładem zachowań niedopuszczalnych.

       Acz dość częstym niestety. Oprócz owych ulicznych donosicieli w dresach, najczęściej forma tego jakiegoś takiego kurduplowatego skurwysyństwa jest spotykana w miejscach pracy, a ostatnimi czasy w polityce, ze strony DEMOKRATYCZNIE wyrzuconych poza koryto członków starego układu, którzy to nie zawahaliby się przed wprowadzeniem do Polski Ruskich (jak tego ongiś pragnął towarzysz Jaruzelski), Niemców, Amerykanów, czy całej UE, do której namiętnie latają ze skargami, byleby zachować swoje status quo w ogrzewanym od ćwierćwiecza kurwidołku.

      Ale skupię się na najczęstszym i na codzień spotykanym przykładem tej choroby, czyli konfidentami firmowymi.

      Indywidua takie świetnie się odnajdują w większych zakładach, gdzie to niby łatwiej się zakamuflować (chociaż załoga zazwyczaj wie kto i co i nawet kiedy, więc konfitury tylko na pozór są bezpieczne), tudzież małe są szanse na wpierdol od podjebanych, chociaż są mendy typu załóżmy niejaki Artur z Kopytkowa, któremu ktoś kiedyś za owe donosicielstwo obiecał łomot przy najbliższej okazji, słowa dotrzymał i przy pierwszej sposobności odesłał gościa wprost z jakiejś dyskoteki, na oddział chirurgii szczękowo-twarzowej, drutowaniem owej zmuszając go do dożywotniej zmiany oblicza w postaci brody (ukrycie blizn pooperacyjnych).

      Co barana nic nie nauczyło i po zmianie działu (firma jest dość duża – ponad 3000 luda) odpieprza te same numery, węsząc, czając się, podsłuchując i zerkając zza winkla, co chyba sprawia mu orgiastyczną przyjemność.

      Mimo że formalnie jest nikim!

      Ale takich jest na pęczki, tylko że w różnym stopniu zaangażowania i pomysłowości. Mistrzem nad mistrzami był starszy koleś w firmie ojca kolegi. Dziadzio zomowiec był znany jako donosiciel, ale styl w jakim to odpierdzielał zadziwił wszystkich! Dnia bowiem pewnego zgubił w toalecie notatnik (dziennik właściwie), w którym zapisane było dzień po dniu, nazwisko po nazwisku i godzina po godzinie, co ktoś powiedział, co robił (lub czego nie robił), itp. !!!

      To że są tacy ludzie – podobnie jak inni chorzy, to normalne ; to jednak, że ich przełożeni dają się wciągnąć w takie szopki, normalnym już nie jest, bo tym sposobem kultywujemy wschodni, radziecki system z domieszką niemieckiego ordnungu wprost z KL (wcześniej opisywani kapo). Co na dłuższą metę absolutnie nie służy dobremu funkcjonowaniu firm i zakładów – w cywilizowanych krajach już dawno odkryto, że dobra, zgrana załoga to podstawa.

       To, że ta honorem słynąca ongiś kraina schamiała, też nie jest niczym dziwnym, bo przez 45 lat łamania systemem sovieckim w końcu coś się musiało naturalnie spierdolić.

       A spierdolili się głównie ludzie.

      Albowiem system komunistyczny promował podobne zachowania, a jako ideał w centrum tego czerwonego piekła, przedstawiany był niejaki Pawlik Morozow - donosicielstwo i brak zaufania do najbliższych skutecznie niszczy społeczeństwo, zastępując je państwem. Na podobnej zasadzie zepsuci zostali przez UB Polacy (cała rzesza nieujawnionych dotąd TW, z Bolkiem na czele). Chociaż na o wiele większą skalę każdy denuncjował każdego w NRD, a w Korei Północnej system taki przekroczył już granice absurdu i SF (chociażby Rok 1984 Orwella).

      Czyli znów życie zaskoczyło swą kreatywnością.

 

 

 

       "A choćbyś pękł, nie zmieni się postępowanie ludzi."

                                                              Marek Aureliusz

1,223 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

       …czyli: młodzi, wykształceni, z wielkich miast, kontra – stare pryki, analfabeci, z leśno/polnej prowincji, mieszkający w lepiankach i nie zdejmujący gumofilców z nóg. 

      No tak przedstawiany jest przekrój społeczeństwa przez postępowe media, ze szczególnym uwzględnieniem sondażów powyborowych, gdzie na mapkach jest wiadome, kto i gdzie głosował za jedynie słuszną opcją (jak za komuny), a gdzie chowie się antydemokratyczne zacofanie, które nie chce myśleć jak medialno/polityczna mniejszość.

      Jednak muszę dalej pociągnąć z tematem politycznym. No tak się porobiło pod koniec rocku (tradycyjnie już, przed przerwą sejmową), że siła skupienia opinii publicznej (mocno zabrzmiało) skoncentrowała się na walce starego z nowym (te nowe też stare i nie lepsze w sumie). Właściwie, patrząc na mordy tych protestujących pod sejmem i odstawiających comiesięczną szopkę pod pałacem prezydenckim, to różnicy nie widać. Gdyby ich pozamieniano transparentami i wyciszono fonię, to za cholerę by się nie zorientował, którzy to którzy!

     A podział jest taki, że z jednej strony drą ryja UBecy i ich potomkowie, przerażeni wizją oderwania od koryta (i tak ćwierć wieku za późno ktoś ich wziął na celownik). Z drugiej strony skupiony jest obóz imienia Alzheimera, spod skrzydełek ojca dyrektora, legendarnie wprost agresywny i odporny na jakiekolwiek argumenty spoza im wklepanych poglądów…

     Pomiędzy te dwie, żrące się zajadle strony, praktycznie nikt nie jest wpuszczany, a jakakolwiek krytyka jednego, czy drugiego obozu, jest z automatu uważana za popieranie przeciwnika. No zwyczajnie tym wściekłym, PeeReLowskim pomiotom stron obu, nie mieści się w starczych łepetynach, że można mieć zdanie swoje, odmienne od tego sztucznego leva i nadymanego prava! 

      Pewnym deklom zostało wprasowane, że demokracja, to nieustanna wymiana (praktycznie identycznych) jednej partii rządzącej na drugą, i odwrotnie.

      A wyborca ma tylko co jakiś czas stawiać krzyżyk na kartce i się jarać tym faktem, niczym bezdomny kundel z kości w zardzewiałej misce!

      Bo dla porażającej większości społeczeństwa, już od ćwierćwiecza, ich wolność osobista i "demokratyczna", zaczyna się i kończy właśnie w dniu głosowania.

      Nie ich jest prawo, nie dla nich ekonomia, nie ich gospodarka, ta od 25 lat zniewolona mediami i ułudą wolności większość społeczeństwa, działa niczym kukiełki. Gryzą się, nienawidzą, a tym co pociągają za sznurki – radość, wielka radość!

       Także żadnej straty by nie było, gdyby w końcu ten nasz Reichstag spłonął.

       Tylko czemu akurat za jego zniszczenie zabierają się komuniści?!

 

 

      "Rozum w pełni rozkwita pod strażą wolności. Wolność rozkwita w pełni pod strażą rozumu."

                                                                        Tadeusz Kotarbiński

1,031 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

        Niedawno, będąc w gronie, rzuciłem niejako od niechcenia i dla beki sformułowanie: małżonka.

        Po czym stwierdziłem, że owo słowo odeszło do lamusa i natenczas służy tylko i wyłącznie dla kręcenia właśnie beki (sam to nieźle powykręcałem). Ze szczególnym akcentem na jego inną wersję: małżonek.

        No język giętki ulega przemianom i coś co jeszcze z parędziesiąt lat temu było wiochą (na przykład słowo "kapela"), dziś jest trendy i owendy, co nie znaczy że jutro znowu nie może być siarą.

        Ale czemu "małżeństwo"?

        Ano ta instytucja powoli i nieodwracalnie przestaje być tym co niegdyś, czyli takim na siłę zlepkiem dwóch istot płci (to jeszcze nie jest bekowe?) odmiennej, z takim do porzygania romantycznym kontextem (nienawidzę romantyzmu!!!). Znaczy "miłość" jest ciągle w centrum związków damsko-męskich (tudzież innych, nowoczesnych mieszanek, bardziej raczej zasilanych sexem), ale gdy dochodzi do realnego, poważnego pożycia (to słowo też chyba straci na aktualności?), to dziecinna "miłość" naturalnie odchodzi na plan dalszy, a zaczynają się codzienne schodki.

        Czyli coś, co było sednem związków przed romantycznym schizowaniem, które to do dzisiaj niszczy nam psychikę i rodzi depopulację.

        Więc przed tą romantyczną głupawką, podstawą związków damsko-męskich (czyli owego dziwnie już brzmiącego "małżeństwa") był INTERES.

        Stron obu.

        Związki aranżowano i zostawiano w spokoju, by się dotarły, co przynosiło nieoczekiwany efekt w postaci ich trwałości…

        Po czym wszystko dokumentnie rozpierdolił romantyzm ze swą ideą "miłości", niczym komunizm kapitalizm – tworząc socjalizm.

         Teraz związki (formalne, czy nie) prędzej czy później zaczynają stanowić problem, ponieważ ich obecna idea jest czystą utopią, opartą na jakichś hormonalnych burzach, zwanych romantycznie "miłością"…

         …które to uczucie, o czym nie raz wspominałem, tak naprawdę nie istnieje.

         Podobnie jak czas…

       

      

       "Stadła sadystów z masochistkami, i na odwrót, są statystycznie najtrwalsze, bo każdy partner ma w nich to, o czym marzy."

                                                                                Stanisław Lem

1,143 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś

       Polacy to wybitnie kreatywny naród, Rzekłbym, że nawet najbardziej kreatywny na świecie! To cecha ludzi wolnych, nieskrępownych aż do zaciętej złośliwości - gdy im co chce układać życie. Ale coś, co jest ich plusem, jest jednocześnie ich przekleństwem. Ceną za ową kreatywność jest kompletne wariactwo w sprawach niejednokrotnie wybitnie ważnych i takki lekki duch spod znaku: jakoś to będzie! Tuż po katastrofie smoleńskiej jednoznacznie  byłem pewny, że to przez głupotę. Potem nabrałem wątpliwości przez wprost amatorską szopkę z ogarnięciem wraku, ciał zabitych i innych takich, którą zgotowała nam pozostała przy życiu, rządząca po umarłych ekipa. Gotów byłem uwierzyć we wszystko…

      Aż do tego tygodnia.

      Mianowicie, z przerażeniem w oczach ogarnąłem artykuł z wylotu polskiej delegacji rządowej z Londynu.

      Toż to czyste wariactwo!

      Te barany niczego się nie nauczyli!

      Gdyby nie trzeźwość umysłu i stanowczość pilota (cywilnego – czarterowego), to mielibyśmy kolejną tragedię – tym razem gdzieś na dnie kanału La Manche. Każdy normalny polityk, po tym co stało się w Smoleńsku, miałby na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo swej podróży… Taką zwyczajną traumę.

      A tu nie! Ciągle obowiązuje zasada ułańskiej fantazji, bez uruchamiania szarych komórek: polecim, to polecim, a jak już lecimy, to i wylądujemy (nawet na drzwiach od stodoły).

     Co w Smoleńsku nie za bardzo wyszło. Ale tam chociaż normalnie wystartowano, z normalnie usadzonymi (według listy) pasażerami!

      To co odwalili w Londynie można wytłumaczyć chyba tylko chęcią kolejnego samobója i próbą wciśnięcia się pośmiertnie na Wawel (dopóki to cielę Dziwisz żyje). Znowuż miała zginąć elita, najważniejsze osoby w państwie… tyle że w bardziej żenujący sposób.

      Dzieci z domowego przedszkola lepiej by zorganizowały ten powrót.

      Po smoleńsku NIKT odpowiedzialny za zorganizowanie tego lotu nie został ukarany, a nawet więcej: jakiś BORowik ZOSTAŁ ODZNACZONY (!!!)!

     Po Londynie też raczej nie poleciały głowy. Pewnie uznano to za jakieś niedopatrzenie.

     Do kolejnego razu.

     Ale gdy dojdzie do kolejnej katastrofy (a przy takim postępowaniu to wręcz pewne!), to będę pierwszym, który w szpaler trumien będzie rzucał zgniłymi jajkami, drąc się w niebogłosy. Jeden chaos posmoleński w zupełności wystarczy.

     Bo jeśli rządzą nami debile nie dbający o  WŁASNE  bezbieczeństwo, to jakim cudem mogą oni dbać o NASZE interesy?!

     O bezpieczeństwie nie wspominając…

 

    A na grobach następnej ekipy, która legnie w kolejnym samolocie, powinna tkwić sentencja łacińska:

    "Hominis est errare, insipientis in errore perseverare."

    "Ludzką rzeczą jest błądzić, głupców rzeczą trwać w błędzie."

1,264 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

       Po ćwierćwieczu od powrotu (niby) do normalności po komunistycznych bredniach, siłą wprowadzanych w życie ; po paru latach masowej, zarobkowej emigracji (jakieś 3 miliony młodych na ogół ludzi), gdy bezrobocie spadło niemal do zera, a wakaty po wyjeżdżających zasila się coraz liczniejszą rzeszą Ukraińców (też już dochodzi do 2 milionów!), można by się spodziewać normalizacji na linii: pracodawca – pracownik…

      A tu nie!

      Zacznijmy od pieniędzy.

      Mój chrześniak stał się niedawno pełnoprawnym magistrem w dość specyficznej kwestii podatkowo/gospodarczo/xięgowo/coś tam. Do pracy magisterskiej podszedł ambitnie i uczciwie (żadne tam plagiaty!), a jedna kwestia przyciągnęła moją uwagę.

      Mianowicie kwestia rozdziału kosztów funkcjonowania przedsiębiorstwa. 

      Więc z wszystkich wydatków na działalność firmy, średnio tak wychodzi na wypłaty jakieś 14 % (!). Tylko tyle! Już samo to zniechęciło mnie do miejscowych (lub opłacanych przez zachodnie koncerny) pracodawców, żyłujacych w pierwszej kolejności na wypłatach, ot tak, z przyzwyczajenia. Bo człek drobny, zwykły nie może zarobić za dużo – się jeszcze mu z tego bogactwa w głowie poprzewraca!

      Żeby nie dość, to ten skromny procencik jest rozdzielany nad wyraz niesprawiedliwie, w stylu wschodnim, niespotykanym w krajach cywilizowanych. Także ci na dole dostają minimalne zazwyczaj, zagwarantowane ustawą ochłapy z zysku, a potem zaczyna się istne szaleństwo! Kadra średniego szczebla (kapo) potrafi zarobić nawet dwukrotnie więcej od swojego poddanego (!!!), a im bardziej w górę, tym wariactwo niesprawiedliwości zaczyna przekraczać granice zdrowego rozsądku (weźmy chociaż te słynne, oficjalne, wielomilionowe zarobki prezesów spółek państwowych i ich bajeczne odprawy)!

       Pracownicy biurowi, kierownicy, a tym bardziej prezesi, z rzadka opuszczają swój Olimp, niejako brzydząc się pracującym dla nich pospólstwem, a wszelkie kwestie związane z dyscyplinowaniem tego "motłochu" składają na kark starannie na ogół dobranych kapo – czyli majstrów, brygadzistów, kierowników, itp. , którzy to z szaleńczą przyjemnością, wręcz sadystycznie niejednokrotnie, pomiatają swymi podwładnymi, przed oczami mając ewentualny awans i poklepanie po główce przez swych panów.

      Paradoxalnie, po prawie półwieczu teoretycznego zrównywania ludzi, w tym niby kapitalizmie pozostał typowo wschodni podział na panów i niewolników (w PRL zwało się to: fizole kontra psychole).

      Efekt jest częstokroć taki, że pracodawca udaje że płaci, a pracownik udaje że pracuje (choć jest całkiem spory odsetek mułów i osłów, którzy są w stanie zaorać się dla dodatkowej złotówki – istny skarb dla ich władców!). W tak dużym kombinacie (a także i w mniejszych) zdarzają się oczywiście też przygłupy, złodzieje, agresorzy i połączenie tych wszystkich cech, ale większość jest mniej, lub bardziej normalna i spokojna.

      Bunt jest wykluczony, związki zawodowe istnieją TYLKO w nierentownych na ogół firmach państwowych, tudzież innej, oderwanej od życia budżetówce.

      Do czego to może doprowadzić wkrótce (ten czas się zbliża szybko i nieubłaganie), aż się boję myśleć!

      W mojej rozwijającej się cokolwiek firmie, największej w powiecie (ponad 3000 zatrudnionych), gdzie pracowników dowozi się z okolic odległych po 30 km, już zaczyna brakować ludzi… więc zatrudniają tych, których wcześniej wywalali!

      Pensje jednak nie wzrastają, a chamstwo i sadyzm, niejednokrotnie uszkodzonych psychicznie brygadzistów, wciąż pozostają niezmienne.

      A firma spokojnie rozwija się nadal…

      Aż do explozji.

      

 

 

    "Kto chce rządzić ludźmi, nie powinien ich gnać przed sobą, lecz sprawić, żeby podążali za nim."

                                              Monteskiusz

1,144 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

Kategorie
Użytkownicy na stronie
Aktualnie online: 1
Stronę odwiedziło
000000
Dzisiaj :
Wczoraj :
W tym miesiącu :
Obecnie online :
Twoje IP: 3.236.209.138