Częstokroć (o czym wcześniej wspominałem) zarzucają mi kosmiczne pochodzenie. Być może to prawda, bo na tej planecie czuję się co najmniej nieswojo? Ale nie jestem jeden, bo tak rozglądając się dookoła, widzę całe stada kosmitów… tyle że z jakiejś gorszej, skażonej totalnie planety.
No więc niedawno władze śląska (i okoliczni rolnicy) rozpoczęli akcję medialną, tłumaczącą ludkom z miasta, masowo za te miasto się wyprowadzających, że wieś rządzi się swoimi prawami, a powstawanie jedzenia wiąże się z pewnymi niedogodnościami (jak to smród obornika, ryczenie bydła, czy całonocny hałas przy koniecznych żniwach) i że niekoniecznie trzeba wzywać przez to policję, bo to rolnicy są u siebie, a ci wszyscy nowobogaccy to goście.
Dla mnie to naturalne, ponieważ pierwsze 10 lat życia spędziłem na wsi i wiem czym to pachnie.
No ale najwidoczniej dochowaliśmy sie pokolenia tak oderwanego od rzeczywistości, że owych logicznych prawideł nie ogarniają!
Zresztą sprawę znam z pierwszej ręki: ładnych pare lat temu, tuż poza moim miastem, w wiosce o jakże malowniczej nazwie Tczewskie Łąki, wprost w polu postawiono parę bloków dla tychże nowobogackich karierowiczów. Pierwsze na co zaczęli się skarżyć, to zapach obornika z otaczających ich pól.
A czego sie kurwa spodziewali?! Zapachu kadzidełek?!!!
Ja wiem, wy to wiecie: to debile.
Tylko że byle debile nie wyprowadzą się za miasto. Na to trzeba mieć pieniądze. Oni to na ogół… i tu użyję starego, politycznego sformułowania: wykształciuchy. Nie wykształceni, inteligentni ludzie, a przepchane przez życie półgłówki, które w większości nie hańbią się pracą fizyczną, a owymi fizolami (którzy w większości też inteligencją nie grzeszą) zarządzają.
Z wyższością tak zarządzają.
Tyle że jak owi fizole, żyją w swoim ograniczonym mentalnie, skromnym światku, poza którym nie są w stanie funkcjonować, bo nie posiadają ku temu odpowiedniej pamięci RAM i szybkich układów scalonych.
A gdy lądują poza zaprogramowanym w siebie systemem, to wszystko się im tak smiesznie sypie, obnażając ich nicość…
1,066 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Niektórzy ludzie rodzą się młodzi i takimi pozostają do końca życia, niektórzy zaś stają się starzy już w podstawówce. Oczywiście nie ma to związku z wyglądem, a z mentalnością. Jest na kopy podstarzałych nastolatków i równie wielu siwiutkich staruszków (choć ostatnio skutecznie stosuję odsiwiacz – dzięki ci o technologio!), dla których nie istnieje pojęcie starości – jeno obudowa czasem nie domaga.
Pośrodku jest nieliczna grupka pogodzona ze swoją czasoprzestrzenią, ale ogólnie (przynajmniej w Polsce) obowiązuje system: on-off.
Odróżnienie tych dwóch przypadków, wbrew pozorom nie jest trudne i każdy, z miejsca, jest w stanie odseparować młodych od starych.
Ci starzy, to bez wyjątku wszyscy, którzy wpadli w kanał konwenansów, sztampy i uogólnienia. To ci, którym scenariusz napisali rodzice (owi nosacze Polskości) i który to scenariusz realizują z całą mocą – bo resztę wyrzucili w kibel. Scenariusz ten jest równie płytki i przewidywalny, co Hoollyywood`zkie, czy Bollywood`zkie produkcje i zawiera takie sceny, jak: ożenek, robotę na spłatę kredytu (lub szczurzy pęd do kariery), wieczne doładowywanie swojej starej i jej bachorów (piszę to z mizoginicznego punktu widzenia), płytkie urlopy w jakichś domkach nad jeziorem, czy w bardziej rozbudowanych hotelach gdzieś tam w Turcji, czy Egipcie. Nie będę dalej wymieniał – wystarczy się rozejrzeć dookoła.
A czym jest młodość?
Ano łamaniem owych konwenansów i pełnym zaskoczeniem dla tych sztampowców (co najczęściej niestety objawia się agresją i pogardą).
A to tylko inny stan ducha.
Ten właściwy w sumie.
Ale my tu, w Polsce, dostaliśmy jeszcze pakiet dodatkowy, związany z 45 letnią okupacją soviecką, zawierający przynajmniej dwa pokolenia skrzywionych owym sovietyzmem… no własnie nosaczy.
Ów Nosacz Sundajski , zwierz zagrożony wymarciem, to od jakichś dwóch lat, propagowany memowo stereotyp typowego Polaka, wieku 50 + , plus jego potomki.
Tu mnie trochę jebło, bo to tak, jakby ktoś czytał mój życiorys. Chodzi o to, że owe nosacze, to tata Janusz i synek Pjoter.
Imiona się zgadzają (no zamiast Halinki jest Hanka – ale też blisko!).
Sztampa, powiedzenia i historie też realne.
Więc już od dłuższego czasu kręcę niezłą bekę z tego wydarzenia.
Taki trochę śmiech przez łzy…
Także mój były ojciec, imieniem oczywiście Janusz, to połączenie aspergera z alkoholizmem i kompletnym podporządkowaniem sobie swojej żony, co suma sumarum odbiło sie na mnie, bo byłem jako ten piorunochron dla owej burzy namiętności.
Ale z zewnątrz wyglądałem jak złoty bobas – bo tak to miało wyglądać.
Tyle że w rzeczywistości była to klatka malowana na złoty kolor.
Tak to mniej więcej funkcjonowało wtedy, ale owych Januszy zastąpiły Sebixy i teraz jest inaczej (po staremu, ale inaczej).
Dzieciaki ich (imieniem Brajan i Angela) chuchane są ponad miarę i niejako od poczęcia wpasowywane są w disco/techno dres przyszłego funkcjonowania (rośnie nam zacne pokolenie xiężniczek i rycerzy!).
Garniak, w który - o rechoto! – wbijają się na weselach, leży na nich jak worek na kartoflach (tudzież te kreacje ich partnerek!). Ich sposób bycia i spojrzenie na świat jest co najmniej… rozpierdalający.
Płynnie, niepostrzerzenie, dochowaliśmy się stada małp, zamiast społeczeństwa…
732 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Czasem miewam takie weekendy, że odpuszczam sobie imprezowanie i zdychanie w niedzielę. Wtedy, w ową niedzielę, zaczynam korzystać ze świeżej infrastruktury skonstruowanej w mym mieście i doskonale zapętlonymi ścieżkami rowerowymi objeżdżam okolicę (oczywiście spokojnie i po drodze doładowując się koniecznym browarem). Wychodzi tego suma sumarum z 15-20 kilometrów i zwyczajowe obserwacje.
Więc zaczynając od bulwaru nadwiślanego owej trasy, nieuchronnie zaczynają dominować w krajobrazie spacerowym mamy z wózkami i dziećmi. Dzieci, jak to dzieci: głuptaki i różxiężniczki – ale to akurat mnie nie rusza – nawet z gówna potrafi wyrosnąć kwiatek.
Bardziej tarasują mi drogę owe mamy (najczęściej z wózkami). Monstra owe nie są zwyczajnie otyłe. O nie! Znam niezłe lachony, którym się przybrało w masie, ale to nie to! Zwyczajne otycie od nowoczesnego spasienia dzieli naprawdę dużo!
Przede wszystkim nóżki.
Te grubodupe mutanty mają charakterystycznie wykrzywione odnóża, które to nie wytrzymują ciężaru góry… no i inaczej to nie może wyglądać! Falujące cielsko, w połowie zwieńczone dupskiem jak stodoła, krzywi się na filarach ledwo wytrzymujących moment pędu…
A wokoło tego nadolbrzyma orbitują bachory.
Na pewno wpływ na ten atak monstrów ma słynne 500+ , ale proces spasienia zaczął się wcześniej i dopiero zmierza do apogeum. Przyczyną jest oczywiście wygoda i rezygnacja z potraw czynionych samemu, z produktów pierwotnych, na rzecz przetworzonych półproduktów i paszarni rodzaju wszelakiego.
Oczywiście też bezruch, a bardziej może nawet iloraz wysokokalorycznego, chemicznego żarcia nad owym ruchem (bo przecież te potwory spacerują!).
Ale nawet nie to jest przerażające. W sprzyjających warunkach odstrzeliwałbym takie walenie. Ot ciekawostka – dają nawet trochę cienia i odciągają muchy ku sobie. Traktuje takie widoki na równi z kalekami – których jest równie niewielu. Tyle, że tych toleruję, bo nie są winni swojemu upośledzeniu – siła wyższa.
Sęk w tym, że w tej babskiej sile cięższej zastanawiające jest jedno:
Kto to kurwa zapłodnił?!!!
I na pewno spora część z nich ma swoich mężusiów…
No tu już wysiadam!
Gdyby mi się tak świnia spasła, zapakowałbym jej plecak kamieniami i gnał na kopach trasą, jak ja rowerem (tyle że codziennie)!
Dopóki by nie zaczęła przypominać kobiety (a przynajmniej człowieka).
Jeżeli są w okolicy faceci utrzymujący takie okazy, to nie są godni, bym im naszczał w ryj.
Ot taki kryzys męskości…
798 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Minął co prawda już czas owego egzaminu. Zwykłej matury cokolwiek – zwanej tak raczej już tylko z przyzwyczajenia, z czasów przedwojennych, kiedy to rzeczywiście zdanie tejże wyznaczało pewien etap życia i awans o poprzeczkę wyżej, a i słynny Kodex Boziewicza uznawał maturę za rzecz niezbędną, żeby stawać w szranki z innymi wyżej postawionymi posrańcami.
Teraz "magistrzy" są wszędzie, a z racji bublowatej nadprodukcji, smażą frytki w zachodnich paszarniach, nie mogąc wyjść ze zdumienia, czemu nie ma dobrze płatnej, porządnej roboty, dla ludzi z ich wykształceniem?!
Co już świadczy o ich ograniczonym umyśle i defraudacji pojęcia ukończenia szkoły wyższej.
Ale wpis ma być nie o tych bezwartościowych absolwentach, bezwartościowych studiów (znaczy te przygłupy za to jeszcze płacą naprawdę konkretne pieniądze!).
Chodzi o inną definicję dojrzałości, która dotarła do mnie po raz któryś – zazwyczaj z radia.
Gdy pierwszy raz usłyszałem, że wyznacznikiem dojrzałości jest spłacany kredyt (najpewniej na jakiś dom, czy mieszkanie), uznałem to za niezły dowcip.
Po kolejnym wziąłem to za przejęzyczenie, aczkolwiek już coś mi tam grało na alarm.
Po następnych już byłem pewien, że albo taką propagandę sieją idioci, albo cwaniacy ze sfer bankowo/przedsiębiorczych, dla których ideałem jest pracownik na uwięzi (owego kredytu oczywiście). Raczej skłaniałbym się do tego drugiego, ale zauważyłem też, że podobną bzdurę powtarzają potem pożyteczni idioci – których nigdy nie brak: zwłaszcza płytkie jak muł bagienny "panienki" na wydaniu i ich matki z mrocznego peerelu, dla których teraz trwa kapitalizm (?!!!), w którym tyko sieroty sobie nie radzą. A że tak nie jest – pisałem wcześniej.
Ale co się musi ukręcić, w jakim łbie, żeby wmawiać ludziom, że wyznacznikiem dojrzałości jest kredyt?!
No propaganda debilizmu w obecnych czasach wyleciała daleko poza bandę i szybuje nieubłaganie ku granicom absurdu!
Dojrzałość wyznaczać niewolnictwem – tego sam szatan by chyba nie wymyslił!
749 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon
Jeszcze tak niedawno, na rozmowach kwalifikacyjnych, nieodmiennie zadawano mi pytanie: "A czemu tak często zmieniał pan pracę?". No jak ja to miałem to wytłumaczyć komuś, kto za cholerę tego nie mógł (i nie chciał) pojąć?! Jeszcze niedawno, dla tego postpeerelowskiego społeczeństwa czymś niepojętym własnie była rotacja zawodowa, takich równie niepojętych zawodników jak ja. Gdy tymczasem już od dawna w krajach Europy zachodniej i Stanach (tych Zjednoczonych) średnia rotacji pomiędzy firmami wynosi coś między 7, a 10 razy na przeciętny żywot.
Tutaj, jeszcze do niedawna obowiązywał soviecki model: zatrudniasz się w jednej firmie i tyrasz w niej, dopóki nie padnie ona, albo ty.
Płytkie to dosyć, bo wyznający taki schemat, albo boją się jakichkolwiek zmian, albo ugruntowując z czasem swą skromną i żałosną pozycję… no po prostu zmianami są przerażeni!
Spora część przyspawanych do swojego stanowiska ma też po prostu tak ciasno uwiązaną na szyi pętlę kredytu (na mieszkanie na ogół – bo to z kolei niezbędne dla utrzymania przy sobie kobiety w tym kraju), że moczą się na samą myśl o jakichkolwiek zmianach i dla pracodawcy swego są gotowi zrobić praktycznie wszystko!
Łącznie z totalnym upodleniem.
Paradoxem i absurdem jest, że jeszcze do niedawna musiałem się takim zniewolonym osobnikom tłumaczyć, albo patrzyli oni na mnie, jak na kosmitę (zresztą z przeróżnych względów jestem wciąż tak odbierany – być może rzeczywiście nim jestem?).
Ale to do niedawna.
Bo praktycznie znienacka okazało się, że bezrobocie spadło do poziomu śladowego, a firmom naprawdę grozi zapaść z powodu braku pracowników! I nawet rzesza Ukraińców nie jest tego w stanie powstrzymać. No fakt faktem – istnieje szczególne zapotrzebowanie na jakichkolwiek fachowców i ten, kto posiada jakiekolwiek kwalifikacje jest już na wygranej pozycji.
Problemem jest pokolenie Januszy biznesu, które przez 30 lat tego buraczanego kapitalizmu nauczyło się wszystkiego… oprócz szacunku do pracownika.
Teraz te gamonie, które latami żerowały na swych podwładnych, obudzili się z ręką głęboko zanurzoną w nocniku, nie wiedząc o co kaman?!
Praktycznie wszystkie argumenty wypadły im z rąk… a i tak nogami i rękami bronią się przed podwyżkami dla swych mróweczek! Bo to podstawowa motywacja pracownika.
Proste to takie.
I nie docierają do mnie argumenty (?!), że ten średni biznes to taki uciskany i że to motor napędowy gospodarki! Nic z tych rzeczy! Dotychczas biznes w Polsce wyglądał tak, że taki prymitywny Janusz kupował za grosze, używane maszyny na zachodzie, tamże podpisywał kontrakty i odtwarzał coś dla nich, żyłując ze swoich pracowników (tych bojaźliwych) ile wlezie! Sam tymczasem budował pałace dla siebie i rodziny, tudzież rozbijał się po różnych zakątkach globu, najlepszymi furami, po najlepszych hotelach. I proszę nie zaprzeczać! Znam takich historii zbyt wiele! To była norma!
Żeby było weselej, w Polsce (i to wyjątek w UE!) wprowadzono jakże znaną metodę wprost z obozów koncentracyjnych, gdzie zwykli pracownicy dostawali absolutne minimum, za absolutne maximum wydajności, ale dalej, co szczebelek, ich nadzorcy zarabiali kwoty większe - w postępie wręcz geometrycznym!
I na to pieniądze też były!
Aż nagle, znienacka, złoża tych prostych wyrobników, wprost z samego dołu drabiny społecznej, okazały się wyczerpane.
Co jest dość niebezpieczne dla gospodarki, bo jeśli te Januszki sie nie ogarną i nie sypną groszem (który mają!), to zapaść jest nieuchronna.
Albo przynajmniej tak przeze mnie wyczekiwany przez 3 dekady bunt społeczny, który owych Januszy zepchnie tam, gdzie ich miejsce: do chlewa świnie pasać!
771 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś
W czasie pierwszej wojny światowej, po ulicach angielskich miast i miasteczek grasowały panny/damy, które to napotkanym mężczyznom rozdawały jakieś białe kwiaty, po to, by ich… ośmieszyć! Chodziło o to, że według ich konserwatywnej ideologii KAŻDY sprawny mężczyzna powinien wypełnić swój patriotyczny obowiazek i iść na wojnę.
Czym była owa wojna – dziś doskonale wiemy.
Rzezią.
Bezsensowną masakrą milionów w imię niewiadomo w sumie czego?
Ale w owej wiktoriańskiej GB, dżentelmeni obdarowani tymi kwiatkami, pewnie wstydliwie spuszczali głowy, zalewali się rumieńcami, by jak najszybciej popędzić do punktów werbunkowych, z których ruszali na front, na którym to ginęli stadami – całkowicie bez sensu!
Co by zrobili, wyposażeni w dzisiejszą wiedzę i mentalność?
Ano najpewniej wypieprzyliby takiej damulce fangę w ryj, a owy biały kwiat wetknęliby jej w pierwszy, nadający się do tego otwór…
Bo to by było najlepsze rozwiązanie.
Czasy, owszem, zmieniły się, ale mentalność pozostała właściwie bez zmian. Dzisiaj wstyd przed odstawaniem od większości jest tak samo bezmyślny i powodowany wyższymi ideami typu: honor, jak ponad 100 lat temu.
Paradoxalnie: postęp, dostęp do informacji (NET), nie ma znaczenia!
Ciągle postępowaniem wiekszości kieruje instynkt niższy, nazywany dla niepoznaki wyższymi hasłami.
I parciem tłumu.
Co wbrew pozorem jest bardzo trudne do zwalczenia, bo tłum (stado) zachowań antystadnych zwyczajnie nie rozumie i przez to ich nie akceptuje. Co też jest dobrym testem na odwagę: odwracając sie przeciw stadu, niemal natychmiast wystawiasz się na bodzenie i gryzienie.
A to bardzo boli – bo jeteś sam przeciw wszystkim.
Ale to jedyna droga by być kimś wyższym.
Mentalnie.
A to wynagradza naprawdę wszystkie cierpienia związane z życiem w roju.
Bo czyni cię KIMŚ.
746 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon