Słowo "tolerancja" zostało ostatnio sponiewierane i zniżone do poziomu szmaty, przez grupkę agresywnych, totalnie nietolerancyjnych (paradox!) perversów, spod znaku prawie tęczowej flagi, z której jakimś dziwnym trafem wykluczyli indygo.
Ale nie o tym.
Rzecz o polskim nietolerantyźmie, kompletnie niepowiązanym z kwestiami pedo/gejo/ciotowatymi.
Otóż widzę tu kolejną naleciałość pokolenia PRL, gdzie to panowała przez 40 lat niejaka urawniłowka , która to zryła temu pokoleniu łby wprost do poziomu ziemii i teraz na wszystko, co się choć lekko wyróżnia, patrzą jak na UFO.
Ich potomkowie mają podobnie (w końcu wyssali takie spojrzenie na świat, z alkoholem matki – a matka z porypanej wojennymi szrapnelami babki).
Rozejrzyjcie się po tych waszych dziadach borowych, powojennych.
Praktycznie jeden w jeden (i jedyne) są proste jak przedwojenne cepy!
Ich punktem odniesienia jest TV, lato z radiem, czy jakiś tam ojciec Tadeusz, któremu bezgranicznie i oddanie wierzą. Oni mają jakieś dziwne "zasady" , przyzwyczajenia i poglądy, z których nie rezygnują (nawet o tym nie myślą!) chociażby na mililimetr. A na wszystko co im ten prymitywny stan zakłóca swoim wyglądem, sposobem bycia, czy poglądami, reagują warczeniem i gryzieniem, jak tępy, łańcuchowy kundel.
Bo tak im psychę przez 40 lat wyrównywał walec made in ZSRR.
I tego pokolenia już się nie da uratować (częściowo nawet mi ich żal). Gorzej, że w takim klimacie wychowali swych potomków (nawet do 3 pokolenia) i oni z takimi samymi naleciałościami zwalczają wszelkie odmienności.
Co najsmutniejsze, na to dzikie poletko wlecieli wymienieni na początku zboczeńcy, jeszcze bardziej komplikując i tak trudną sytuację.
A czym grozi promocja zboczeń?
1,435 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś
Dodaj komentarz