Niezbyt często, ale czasami spędzam sobotę w domu, w spokoju, nawet w stanie względnej trzeźwości. Zdarza się. Nie dane mi się wtedy jednak wyspać, albowiem jakieś 100 metrów od mojego domu znajduję się dyskotekownia o dźwięcznej nazwie: La Scalla.
Poprzednio zwała się La Grotta (mają coś z tym "La"). Były właściciel niezbyt dbał o renomę owego lokalu, co kończyło się regularnymi bójkami pod owym, tudzież zanotowano nawet dwa dziabnięcia nożem – czyli ostro ogólnie. Po zmianie zarządcy sytuacja się uspokoiła (ochrona jakby bardziej składna), acz wygląda na to, że znowu wraca do patologicznej normy.
Więc tuż po 4 rano obudził mnie żałosny, pijacki jęk jakiejś laluni: "Darek zostaw go!". Darek ów wydawał z siebie dość zwierzęce ryki, z których przebijało w miarę wyraźne: "Ja go nie wypuszczę!". To wszystko między postojem taxówek, a pod oknami bloku naprzeciwko.
Naturalnie wkrótce zajechał radiowóz.
Potem drugi.
Do drugiego wkrótce dotarły trzy podchmielone mocno panienki, z których jedna, zataczając się, stwierdziła, że skoro interwencja, to zgłosi pobicie na owej dyskotekowni. Policmajstry chcąc – niechcąc (procedury) dyskutowali z owymi cipkowatymi małpkami. Ale wkrótce dołączył do nich jakiś karczek, który to szybko nawiązał kontakt fizyczny z policją i został równie błyskawicznie sprowadzony przez nią do parteru (także przy użyciu gazu). Jego bluzgi skierowane do siedzących na nim policjantów sprawiły, że nabrałem do nich głębokiego szacunku! Po wyczerpaniu bluzgoteki, został on umieszczony w owej drugiej suce – jak poprzednio Darek w pierwszej, a jego ofiara w karetce.
Sytuacja wróciła do normy, a ja żałuję, że przyszło mi sobotnią noc spędzić od niepamiętnych czasów w domu i w miarę na trzeźwo!
Nie opyla się – i tak po 4 rano obudzą jakieś dekle.
Poprzedniego weekendu było nieco nawet lepiej i pobito niejakiego Franczeska Włocha przy interwencji trzech radiowozów.
Czyli akcja rozwojowa mocno i z niecierpliwością czekam na trzeci weekend!
Ale o co mi chodzi ogólnie?
Otóż jest całkiem spora grupka (acz nie reprezentatywna), przez swą głośność, debilizm, używki i inne takie, rozpieprzająca swoją (czy też bardziej zastaną) okolicę.
Ludzie lasu, jadący na uczuciach wspomaganych wszelakim ścierwem przyjmowanym doustnie, żyjący uczuciami nie umysłem – bo takiego nie posiadają.
Plebs umysłowy, siejący terror emocjonalny.
Taka dzisiejsza norma.
Z tego nadmiaru negatywnej i bezmózgiej energii, chyba zrypał mi się na dzień net, więc obiecaną, codzienną sentencję daję z opóźnieniem (taka nauczka na przyszłość – nic nie obiecywać, bo nic nie jest pewne):
"Człowiek potrafi pokochać nawet gówno".
Henry Miller
325 odsłon(a), 2 odsłon(a) dziś
Dodaj komentarz