W wyniku tego cyrku z pandemią zrobił się taki trochę slow motion. Uziemniło celebrytów, drobnych ciułaczy, nauczycieli, urzędników i korposzczury – nagle okazało się, że pracownicy megabiurowców, którzy tam spędzali 120 godzin tygodniowo, weekendy zasypując koką, fetą, mefedronem i wschodnimi dziwkami, mogą całkiem spokojnie nie wychodzić z domu i nie zawracać innym dupy swoją obecnością (podobnie jak urzędnicy). Aktorów i celebrytów mieliśmy i tak już dosyć, ale pęd ku widoczności i dostęp do neta niestety nas ich nie pozbawił. I ich "mądrości" wszelakich. Nauczyciele znowu okazali sie niepotrzebni, albowiem działają jak automaty.
Ale coby nie mówić (i kogo za to nie obwiniać) świat na te trzy miesiące ostro przyhamował. Większości z tego radość, części bankructwo, a reszta drapie się po głowie szukając odpowiedzi: o co tu kaman?!
Jest jeszcze jeden plus z tej porąbanej sytuacji (nawet w najbardziej porąbanych sytuacjach zawsze odnajdywałem plusy): wygląda na to, że (chociażby chwilowo, ale miejmy nadzieje, że tak już zostanie) załamał się pęd ku…
…no w Polsce poPeeReLowskiej był to przede wszystkim pęd do pokazania się; mam dom (za kosmiczny kredyt), mam furę (zarżniętą przez poprzedniego właściciela w dojczlandzie), mam żonę (która puszcza się z każdym), no ogólnie dużo mam! Mam więcej od ciebie i zazdrość mi! I zrobię wszystko, by mieć jeszcze więcej! A na końcu zarypię nosem w skibę, którą wyryłem i dam się zasypać przez pług, który ciągnąłem – taki to był sposób myślenia przez ostatnie 30 lat kolejnego skrzywdzonego pokolenia.
Ale mam nadzieję, że to się w końcu zmieni.
Bo po latach obserwacji, bezowocnego zapierdalania czasem, doszedłem do jedynego, słusznego wniosku:
Przez życie trzeba się prześlizgać.
Bez napiny, bez nerwów, ze stoickim spokojem. Bez wysiłku – bo wysiłek zabija w dalszej perspektywie.
Jesli coś lubisz robić, i sprawia ci to przyjemność, to to rób z zaangażowaniem. Jesli robisz coś po to, by tylko przeżyć, to rób to tak, by przeżyć.
I nie słuchaj ciotek, matek, samych zainteresowanych też, co to zachwycają się zaradnością i sukcesem.
Za każdym jednym sukcesem stoi tysiąc porażek.
O porażkach się zapomina, gloryfikuje się jeno sukces.
A ci najbardziej wspierani za cholerę nie wspomną o wsparciu! To wręcz matematyczny wzór: im więcej dostałeś od życia, tym mniej o tym wspominasz, bardziej wychwalając swoje umiejętności.
I naprawdę nie tłumaczcie, że to bełkot jakiegoś zakomplexionego karła! Żyję skromnie, stabilnie i w miarę wesoło, ale w miarę upływu życia wykształciłem w sobie coś takiego, jak miłosierdzie i to miłosierdzie kazało mi spojrzeć na miliony wykluczonych w tym kraju, którym system nie dał szansy na NIC.
Szanujmy się, rozumiejmy i bądźmy ze sobą szczerzy.
A przede wszystkim nie pogardzajmy drugim człowiekiem.
Po prostu trzeba wziąć taką deskę, jaką się dostało i doślizgać nią do mety…
151 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś
Dodaj komentarz