W terapii leczenia alkoholizmu występuje takie własnie określenie (bez tego vege oczywiście). Oznacza ono u niepijącego już przez jakiś czas stan, który teoretycznie nie powinien wystąpić, a jest normą u świeżych abstynentów. Ano mianowicie takie właśnie poranne, podłe odczucie, jakby wczoraj nastąpił niezły melanż, mimo że nic takiego nie miało miejsca, a na liczniku nieustannie, od paru tygodni zero promila.
Drugim takim symptomem odstawienia jest dość upierdliwa chęć posiadania w ręku jakiegoś pojemnika z napojem (w domyśle – zastępczy alkohol).
No a w dzisiejszym, sobotnim i porannym Radiu Gdańsk, wyjechał właśnie temat wołowiny versji vege, którą w końcu skonstruowano (oczywiście w USA) z buraków i nieodłącznej soi i która to pseudowołowina w smaku się ponoć nie różni od normalnej? W cenie jeszcze i owszem.
Tylko na choooj to?!
Vegetarianie w większości swej są odbierani przeze mnie jako hipokryci, którzy jak to ci alkoholicy chcą odejść od mięsa, ale to mięso nie chce odejść od nich.
Więc żeby samych siebie oszukać i uspokoić to dręczące ich mięsko, powymyślali sobie tematy zastępcze w postaci: roślinnych "parówek", sojowych "kotlecików", buraczanej "wołowiny", itp, itd.
Tak jakby chcieli, a nie mogli, no ale wszystkim wokoło będą wciskać, że to oni to tylko roślinożercy! A wszyscy inni, to nędzni barbarzyńcy pochłaniajacy krwawe białko!
No może na razie jeszcze nie są tacy bezwzględni w ocenach – bo jeszcze jest ich za mało, ale jak się rozkręcą i dostaną zastrzyk pieniędzy, to może się skończyć psychoterrorem, jak w przypadku szalejącego już teraz LGBTqwerty.
Co nie zmienia faktu, że są z gruntu fałszywi, bo gdyby byli skupieni na samym vege, to wcinaliby prawilnie same rośliny, nie myśląc o zastępczej garmażerce.
A tak zawracają nam dupę swoimi niestrawnymi i rażącymi kubki smakowe wynalazkami! Sam kiedyś w hipermarkecie, przez pomyłkę, kupiłem jakieś bezmięsne salami. Musiałem to wyrzucić.
Ale absolutnym mistrzem był młody koleś występujacy w tym radioreportażu, którego do vegetarianizmu skłonił film na Netflixie, gdzie ujrzał, jak się robi mięsko od podstaw: od samego ubicia zwierzaka.
Młodziak wpadł w szok, bo pewnie wczesniej był święcie przekonany, że mięso jest ze sklepu, ewentualnie jakimś cudem samo pojawia się w lodówce?
Tylko jego mamusia coś podejrzanie często się tam kręci…
Takie więc oto mamy czasy: idiotów, hipokrytów i terrorystów nowej fali, którzy każdy problem po prostu wypierają i zagłuszają.
Nie ma już nadziei dla europejskiej cywilizacji…
Zginiemy przytłoczeni pseudotęczowymi flagami, otruci pseudomięsem, przez pseudoświętych…
675 odsłon(a), 1 odsłon(a) dziś
Dodaj komentarz