Miesięczne archiwum: Czerwiec 2014

      Jakiś czas temu miałem okazję doświadczyć pierwszego kontaktu z tak zwanymi "strażnikami miejskimi". Kontakt był niespodziewany, ja spokojny i gotowy na uszczuplenie portfela o 100 zeta, za spożycie chmielowego napoju, ale nieoczekiwanie skończyło się na 50 PLNach za śmiecenie (kapsel) i przymrużeniem oka na dokończenie butelki (!).

      Tu należy się wyjaśnienie: to nie było jakieś planowe spożycie, a ogarnięcie browara po pracy, w drodze do domu, po zakupie na dworcu biletu miesięcznego, w ustronnym miejscu (acz bliskim siedzibom ludzkim).

      Uwierzcie mi! Wielu normalnych ludzi, chciałoby normalnie wydoić browara na chodniku, w parku, przystanku, gdziekolwiek!

       Ale nie! Publiczne spożycie jest w Polsce traktowane z histerią podobną do pomysłów powszechnej dostępności do broni palnej (polacy są NAJMNIEJ uzbrojonym społeczeństwem w Europie i na świecie!!!). Ludek spożywający browara publicznie, jest od razu postrzegany jako alkoholik, pasożyt i degenerat (podobnie ludzie chcący posiadać broń – jako potencjalni psychopaci i mordercy!). Taka to jest siła wieloletniej propagandy – ciemny lud to kupił…

      Więc poza tym problemem jest jeszcze inny – czemu ten patrol nagle się tam znalazł i mnie przyłapał?

      Ano przez inny rodzaj gamoni: tych co to spokojnie nie mogą owego browarka spożyć, a czynią hałas, śmietnik, demolkę i w związku z tym, całkiem słusznie i logicznie, okoliczni mieszkańcy, jedną celną interwencją u odpowiednich służb, miejscówkę likwidują.

      To dość spora grupa kretynów, co to łamią ławki, na których siedzą, rozpieprzają przystanki z których sami korzystają, robią chlew z klatki, na której mieszkają. A gdy kończą im się pomysły (i miejsca do zepsucia), to idą wywracać nagrobki na cmentarzach, czy robić inny, dziwny rozpierdol.

      Czyli naturalnie, jak to jest w tym postkomunistycznym kraju, przez debili cierpią niewinni. Tacy jak ja zazwyczaj. A coś, co jest normą w cywilizowanych miejscach, u nas traktowane jest jako zło totalne i tak też zwalczane. Dodać tu trzeba też dręczenie niezbyt trzeźwych rowerzystów, z mocą i siłą absurdalnie przeolbrzymioną w stosunku do czynu!

       I w takich momentach, gdy jakiś maniak mówi o prawie i konieczności jego szanowania, to proponuję mu pieprznąć z rozpędu, czołem w najbliższy mur!

 

      

2,086 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

   Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska byłyby cudownym przykładem soczystej staropolszczyzny, gdyby… były napisane po polsku! Sęk w tym, że pisał ów szlachciura, tak jak wtedy pisano i mówiono, czyli w KAŻDE zdanie wplatając albo słowa, albo całe frazy łacińskie, dzięki czemu przy czytaniu tych, coby nie mówić, ciekawych i bezcennych wspomnień, na mózgu prostują się wszelkie fałdy, a dłuższe przebywanie z tą xiążką można przepłacić załamaniem nerwowym i ogólnym postradaniem zmysłów.

    Potem się nie polepszyło. A skądże! Nastała moda na francuski i każdy przedstawiciel klasy wyższej, dla uzewnętrznienia swojej wyższości, przeprowadzał konwersację w języku żabojadów (!). Wydawałoby się, że z czasem nastania komunizmu, ta tendencja minęła, wraz z wprowadzeniem do szkół języka rosyjskiego (którego nikt nie chciał się uczyć), a wyprowadzeniem z nich wszelkich innych języków.

     Więc starsze pokolenie jest międzynarodowo niekomunikatywne. Nowsze coś tam łapie, a najnowsze dla odmiany polskiego nawet nie chwyta!

     Chodzi wszakże o coś innego: o językową nieszczerość. 

     Niedawno krajem wstrząsnęła afera podsłuchowa, gdzie to miodoustni publicznie politycy klęli jak szewce, w na pozór prywatnym spotkaniu (a tu niespodziewanka taka – pluskwa!). 

      To nie pierwszy taki przypadek politycznego wymiotu, z na pozór czystego ryja. "Miszczem'' Polski był w klasyfikacji generalnej tej językowej ściemy, niejaki Olexy, który to, gdy się wypowiadał publicznie, to bez słownika (jakiegokolwiek) nie sposób go było ogarnąć!   

      Dopóki go nie nagrał pod stołem Gudzowaty i z łysej, elokwentnej pały wyszedł typowy, pezetpeerowski (tam się tak uczyli kwieciście mówić) burak.

      Ten ich podwójny (jak u żmii) język, to tylko czubek ich ogólnej obłudy…

      Ale najbardziej widoczny.

      W mediach brylują, polując na srebrne usta, na codzień rżną z ryja po chamsku, po ludzku, zwyczajnie…

      A da się mówić i na codzień i publicznie, dosadnie, kulturalnie i z polotem!

      Trzeba tylko chcieć!

      A tak mamy weneckie lustro: publicznie lepią mordę tapetą kultury, a prywatnie pierdolą jak połamani!

       Jakby nie było złotego środka?

1,359 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

        Jako że bywam często na przeróżnych koncertach, muszę krótko się wypowiedzieć o szczegółach technicznych muzyki na żywo, ze szczególnym uwzględnieniem perkusji.

         Na przykładzie oczywiście typowej kapeli rockowej: gitarzysta, basista, wokalista i ten nieszczęsny perkusista.

          Próba przedwystępowa takiej kapeli wygląda mniej więcej tak:

  • gitarzysta ponaciąga struny, walnie solówkę i… gotowy!
  • basista na ogół sprawdza tylko, czy ma struny na swoim miejscu i czy wydają odpowiednie dźwięki
  • wokalista podrze się chwilę do mikrofonu, co brzmi zazwyczaj tak: "Za głośno! Za cicho! OK!"

          To wszystko razem wzięte trwa nie więcej niż kwadrans i zespół (lub ekipa techniczna) może spokojnie iść na piwo…

           Oprócz perkusisty.

           Typowe strojenie perkusji, to półgodzinne, rytmiczne napieprzanie w centralę, co z daleka oznajmia przybywającym, że co najmniej za półtorej godziny będzie koncert, a dźwiękowców przyprawia o rozwolnienie! Kolejna godzina, to nagłaśnianie stu innych pierdół, na które składa się perkusja (reszta zespołu spożywa w tym czasie trzecie piwo, lub zdąży odbyć stosunek z jakąś gruppies). 

           Po odbytym koncercie basista i gitarzysta bierze swoje wiosło i może iść gdziekolwiek, wokalista w ogóle ma wyebane, a perkusista…

           Jego sprzęt zajmuje hektar sześcienny, waży trzydzieści ton, a składanie go do odpowiedniego (dużego) transportera trwa eony!

            Zespół w tym czasie zdążył wytrzeźwieć i wyleczyć się z chorób wenerycznych.

            To powtarza się za każdym razem, co powoduje, że perkusiści to najbardziej rotacyjna grupa muzyków – każdy ma dość ich gramolenia!

            Pozostaje jeszcze kwestia ćwiczeń w domu. Gitarzyści i basiści mogą wypierdzielać piekielne solówki, ze słuchawkami na uszach, nie będąc kompletnie słyszalnymi już z odległości pięciu metrów, wokalista może iść podrzeć ryja do lasu, żwirowni, obory, czy w inne ustronne miejsce, płosząc ewentualnie niewinne zwierzęta, lub powodując spadek mleczności krów.

             A perkusista? Ten ze swoją instalacją nigdzie się nie ruszy i niczym tego nie wyciszy, co powoduje, że sąsiad perkusista, to najgorsza rzecz, która może spotkać człowieka osiadłego! Przy czym w tym wypadku sąsiedztwo mierzy się w kilometrach i odpowiednio – decybelach. A jak się trafi na znerwicowanego sąsiada, to można zostać nawet zasztyletowanym, jak niejaki Jakob Keusen, były perkusista Die Toten Hosen.

         Ale ogólnie perkusiści to w porządku ludzie, tylko grają na niewłaściwym sprzęcie ;)

             

1,327 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

     Jest kategoria osób wyczuwających kisiel w majtkach na samą myśl o ślubie, a zwłaszcza o rzeczach się nań składających, jak to: suknia z welonem (welon początkowo oznaczał czystość panny młodej – teraz nie wiem co oznacza?), kareta, masa gości, katedra, zabawa, etc…

     Składają się na wielbicieli tego badziewnego przedstawienia, zasadniczo dwie grupy osób:

  1. Upośledzone umysłowo nastolatki, żyjące różowymi fantazjami erotycznymi, tudzież braki w umyśle zastępujące uczuciowością.
  2. Stare ciotki z PeeReLu, które to mają w zwyczaju pytać: "A kiedy to weselisko będzie, bo bym się wytańczyła, czy cuś…?"

           Odpowiadam starym ciotkom:

           Czy wy kurwa nie znacie innej formy zabawy?! Czy dla was szczytem marzeń, rozrywki i w ogóle sensem durnego (waszego) życia jest jakaś szopka z małżeństwem w tle?!!! Jakieś densy w remizie, przy bigosie i disco polo (które to tak przy okazji – wylęgło się właśnie z orkiestr weselnych!).

            Jeśli tak macie, to czemu tak narzekacie na swych własnych mężów, lub wręcz żyjecie z nimi, niczym pies z kotem?!

            Albo jesteście obłudne, albo umysłowo ubogie i pozbawione fantazji? Podejrzewam, że to drugie, bo takich to ludków wyhodowało sobie właśnie PRL. Idealnym Homo PeeReLicus (debilicus) był pionek robiący ponad normę od rana do wieczora, jeżdżący TYLKO na wczasy pracownicze i bawiący się tylko w ściśle ograniczonym zakresie (obowiązkowo przy hektolitrach podłej gorzały) - co w końcu ograniczyło całemu temu zjebanemu pokoleniu umysły…

            I tego nie da się już naprawić…

            Te pokolenie nie zmądrzeje, a ulgę starym ciotkom może przynieść tylko widok sukni z welonem – niczym kotom krople walerianowe

           Czczą najświętszą panienkę bardziej od jej Syna, bez zielonego pojęcia o religii, więc może te cudaki w sukniach niczym beza, poruszają tym starym betoniarom te same zwoje mózgowe?

           A i tak najśmieszniejsi zawsze na weselach i ślubach są faceci (i ci młodzi i starzy)! Odziani w gajerki: co absolutnie nie maskuje sypiącej się z nich wiechciami słomy i wyczuwalnego zapachu obornika, w którym jeszcze przed chwilą przebierali widłami…

1,263 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

   W Polsce nie jest jeszcze tak źle, jak na Ukrainie, ale…

   Zacznę może od tego, że ukraiński majdan zapłonął (razem z całym krajem), gdy jego mieszkańcy stanęli na granicy głodu i dalej już nie można było funkcjonować po ludzku - gdy tymczasem grupka zwana oligarchami, opływała  w luxusy – sytuacja dokładnie jak przed Rewolucją Francuską!

    No i kosztem litrów krwi i setek ofiar zrobili porządek… po czym do osłabionego kraju tradycyjnie wkroczyli Rosjanie. Wojna trwa tam do teraz i może się przerodzić w każdej chwili w większy konflikt.

    A wieścili już głupcy koniec historii tu i ówdzie!

    W Polsce poszło trochę lepiej, po tym miejscowym załamaniu komunistycznym (słynne 25 lat "wolności"!). Wyrosła jakaś grupka samodzielnych (?), drobnych przedsiębiorców, jakaś nędzna namiastka klasy średniej, nawet jakieś niezależne media i politycy!

    Tyle że podobnie jak na Ukrainie, u steru jest twarda, starosystemowa u swych korzeni, jak to u nas nazwano: Grupa Trzymająca Władzę.

    To powiązane kliki polityczno/urzędniczo/biznesowo/medialne, które na zwykłych ludzi leją z góry sprężystym moczem, nawet nie ukrywając wobec nich swojej bezgranicznej pogardy!

    A co ci zwykli ludzie, ledwo wiążący koniec z końcem?

    Ano zamiast pogonić tą hołotę na nich pasożytującą, skupiają się na pracy (trzymać się za wszelką cenę – bo jałmużna potrzebna!), wiążą sobie na szyi pętlę kredytu, a ci co tak nie chcieli – uciekli w pizdu (moją liczbę 3 milionów emigrantów zarobkowych, w ciągu ostatniej dekady, potwierdziły niedawno wyciekłe, podsłuchane rozmowy "naszych" czołowych polityków – a nawet ją podwoiły!). 

     Uciekają w pracę, pożyczki, lub dosłownie – z kraju.

     Zamiast pokazać jaja i pogonić bydło, które nas tratuje już od 25 lat…

1,775 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Moja codzienna podróż z Pruszcza do Tczewa (równe 20 kilometrów w jedną stronę i równe pół godziny jazdy) obfituje często w dość niezwykłe wydarzenia, związane z dziwaczną menażerią nią jeżdżącą, co zaobserwowałem dość wcześnie i z tego także powodu założyłem tak zwanego fanpajdża owej linii!

      Ale kolesia na którego natknąłem się tam w środę, po godzinie 16, muszę wspomnieć, bo reprezentował (aczkolwiek lekko przejaskrawioną) mentalność większości naszego ludku – także tego młodego pokolenia, skażonego też w pewnym stopniu owym Homo Sovieticus.

      Otóż dryblasik ów był lekko po czterdziestce, a dowiedziałem się tego z artykułownej przez niego na cały autobus opowieści (także innych ciekawostek). A morda mu się nie zamykała nawet na chwilę, od kiedy wsiadłem w owym Pruszczu, aż do Pszczółek, które z tego co zauważyłem, roją się (nomen omen) od różnorakich kosmitów tego pokroju.

      Więc gdy go zastałem stojącego nad swoją dawną (i dawno niewidzianą) panią nauczycielką, akurat był w trakcie opowiadania swojego CV po rozstaniu z klasą i szkołą, w której się po raz ostatni widzieli. Z tego co mówił, jego kariera edukacyjna była dość burzliwa, acz nieskuteczna i zakończona wydaleniem ze szkoły, po złapaniu go na paleniu (!!!), co czyni przynajmniej połowa uczniów od wielu lat, bez większych konsekwencji (?).

       Dowiedziałem się, że został razem z bratem opuszczony przez rodziców i musi się sam utrzymywać, co mu podobno całkiem nieźle wychodzi…

       Tu taka dygresja: gdybym miał dziecko tak namiętnie pierdolące głupoty, to zostawiłbym je jeszcze na porodówce!

       No więc zaczął opowiadać o swojej pracy i planach zawodowych i robił to aż do końca swojej jazdy, co każe się domyślać, że idiota nie ma życia prywatnego i tylko ową pracą żyje! Ja na ten przykład zapominam gdzie pracuję, natychmiast po wyjściu z firmy, a przy budziku muszę mieć adres i nazwę swojej pracy, bym wiedział po co muszę wstawać tak wcześnie?

       Więc koleś robi coś z argonem, co to pozbawia z czasem zębów (cały autobus dowiedział się, że burak jest bezzębny!!!). Podejrzewam, że mózg ten argon też wypala? No ale szmalu z tego ma tyyyle, że…

       …że tłucze się zwykłym atobusem podmiejskim, a na karku lśni mu keta z tombaku.

        I gdzie on to nie był, miał być i nie będzie! Do zestawu geograficznego brakowało mu tylko Antarktydy, Nowej Gwinei i Burkina Faso! A wszędzie jako najwyższej klasy fachowiec, za kosmiczne stawki. I że jest chwalony przez kierowników i prezesów, bo tyra jak osioł ponad ludzką normę (w to akurat uwierzę). W ogóle chyba dostawał erekcji na samą myśl o swojej pracy?

       Pieprzył jak połamany takie opowiastki, aż mnie rozbolała głowa, a pasażerowie już nie wyrabiali ze śmiechu i zmęczenia owym gledzeniem.

       Ale przeraziła mnie na końcu myśl, że ów imbecyl, to tak naprawdę typowy Polaczek cwaniaczek – tylko do potęgi. W kraju i za granicą są miliony jego lżejszych kopii, które żyją TYLKO po to, by robić i robią jak woły, ku uciesze swoich panów, nie ogarniając świata pozazawodowego i tocząc każdy zarobiony grosik, pens, czy eurocent, z kisielem w majtkach na jego widok… 

       Żałosne, postpeerelowskie automaty do pracy…

1,574 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

     Można powiedzieć, że byłem na pewnego rodzaju miniurlopie: wyjechałem w piątek znowu do stolycy, ale tym razem na dłużej, ogarnąć występ zespołu Pixies na naszym narodowym koszyku. Zdjęć profesjonalnych niestety nie posiadam (zakaz wnoszenia na teren imprezy sprzętu foto z wymienną optyką    :( 

     Za to posiadam wspomnienia (cokolwiek przerywane – ze szczególnym uwzględnieniem soboty) i odwiedziłem znowu, po 30 prawie latach, stare miasto (poprzednio tam byłem z klasą w podstawówce!) i pierwszy raz od czasów wyprawy do Paryża, miałem okazję przejechać się metrem (też ponad 20 lat!).

      Metro stoliczne jest naprawdę w pytę i posiada tą przewagę nad innymi, że nie można tam zabłądzić, a posiadając bilet za 4,40 PLN, na czas 75 minut, można przejechać całą tą niekompletną linię (znaczy że jedną), w te i we w tę – czyli wzdłuż warszafki.

      I tu zaczynają się wymienione w tytule problemy.

      Pociąg, ze względu na jakieś remonty, dojeżdżał tylko do stacji o nazwie: Gdańska. Ale to nie było aż tak kłopotliwe, bo przesiadka na metro odbywała się na miejscu, w dodatku z dość konkretną pomocą jakichś informatorów mobilno/turystycznych, których dość sporo się kręciło po wielu, kluczowych miejscach tego miasta.

      Metro OK, informatorzy także, tylko Warszawiacy jacyś dziwnie wkurwieni?

      Widziałem ich zbyt wielu przez te trzy dni, by przejść obok tego obojętnie. Przynajmniej w moim regionie nie ma tak spiętych ludzi, tak nieistotnych, w tak dużych ilościach i o takie duperele!

       Wygląda na to, że przynajmniej 10 % mieszkańców stolycy, różnej proweniencji, wkurwia się notorycznie, bezmózgo, jak leci, na cokolwiek, co zawiedzie choć na chwilę ich oczekiwania!!!

        I to jest wkurwienie też dość dziwnego typu (znowu przepraszam za bluzgi): powrzucam, poprzeklinam i odpuszczę.

        Czyli nic, po nic, za nic – byleby głośno było i mięsiście!

        Ale to było tylko śmieszne.

        Powrót odbywał się pociągiem. Nieważne jak się nazywał – CAŁA KOLEJ TO PKP !!!!!

         To, że to kolejarskie gówno podzieliło się na jakieś mniejsze spółki, nie zmienia faktu, że KAŻDY, obecnie pracujący dla jakiejkolwiek z nich KOLEJARZ jest totalnym PASOŻYTEM utrzymywanym przez polskie społeczeństwo i dotowanym przez UE. W dodatku najczęściej taki kolejarski pasożyt jest skończonym, nierefolmowalnym chamem.

        A co mnie o tym ostatecznie przekonało?

        Ano pięciogodzinne opóźnienie pociągu, dojazd na Pomorze przez Olsztyn i luzackie wytłumaczenie tego jakąś awarią torów (z tego co pamiętam – ich wypaczeniem!!!).

        Ten kraj byłby naprawdę fajny, gdyby nie sponsorowanie przez niego pasożytów typu: kolejarze, nauczyciele, urzędasy, politycy, grupy biznesowego wsparcia, media publiczne, itp, itd…

         Rolników łakawię ominę, bo tych gamoni dotuje głównie właśnie UE, więc mam niewielki wkład w ich dofinansowanie…

          

1,317 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

     Jak zwykle życie wyprzedziło wszelkie scenariusze i poszło swoją, niespodziewaną drogą.

     Chodzi o wojnę we wschodniej Ukrainie (tak, tak – wojnę!). Nawalają się tam podobno na ostro, ale i o tym dziwnie mało słychać… Jedyną pewną rzeczą jest, że walczą tam zakamuflowani ruscy…

     Reszta jest domniemaniem!

     Podobno walczą tam i polscy najemnicy i specjaliści z firmy Blackwater , podobno kozacy dońscy, podobno prawdziwi, miejscowi separatyści, podobno nawet armia ukraińska?!

     Na pewno coś się dzieje i padają ofiary. Leje się krew. Tu, pod naszym bokiem, pod bramami cywilizowanej, starej Europy.

     I co?

    Ano nic!!!

    Temat się medialnie znudził (?!), dziennikarze jakoś dziwnie nie znajdują się na miejscu walk, ludzi też to jakoś mało obchodzi.

    A to może jakiś historyczny moment, ustalający nowy ład światowy?

    Na pewno coś ważnego.

    Tyle że w tym medialnym niby, zinformatyzowanym świecie, dziwnie się o tym nic pewnego nie dowiemy…

1,248 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Zacznę może od tej słynnej mamy Madzi, co to rozpętała histerię ogólnopolską (popartą morzem łez "matczynych"), że oto zakapturzony koleś podpieprzył jej dziecko…

      Szukali go potem gamonie miejscowi z inwecją, gniewem i wiarą w opisany stan rzeczy (co ma związek z moją wczorajszą historią).

      A dziecko leżało słabo ukryte, 100 metrów od celu, którego nikt nie przeszukał (?!!!)

       Otóż zaćpani kolesie poruszają się niczym smog we mgle, najmniejszą uwagę zwracając na niemowlaki, a potencjalnym porywaczem małych bobasków jest w 99 przypadkach na 100, jakaś psychopatka – a takie zdarzają się raz na 100 milionów najwyżej – jak nie raz na miliard!

       Więc WSZYSCY się wówczas mylili, a ja tego babskiego zjeba rozszyfrowałem po 15 sekundach, z odległości jakichś minimum 500 kilometrów, z ekranu zwykłego televizora, ot tak, po prostu!

      Wystarczyło uruchomić logikę i intuicję.

      To co spotkało mnie przedwczoraj, mieli mi przysadkę mózgową i każe wątpić w realne postrzeganie świata! Naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy nie ląduję czasem w światach równoległych, prostopadłych, czy po prostu nadmiar alkoholu odciął mnie od realizmu i raz na jakiś czas tracę świadomość, realizując się jako gwałciciel staruszek, morderca niemowląt, lub typowy złodziej?

      Otóż do Trójmiasta wiedzie trasa od Łodzi, na której znajduje się miasto Pruszcz (gdzie aktualnie pracuję), Pszczółki (gdzie regularnie przejeżdżam) i Tczew (gdzie od dawna mieszkam). W Tczewie otwarto niedawno nową ulicę, przegrodzoną jakimiś 300 metrami barierki ochronnej, który to kawałek przemierzam regularnie, po pracy,  doładowywując się browarem, co czyni też dość duża grupa osób tam przechodzących.

     Ale to nie jest istotne.

     Otóż w czwartek, na końcu owej trasy, spotkałem panią, wieku mocno średniego, która zagrodziła mi drogę i oświadczyła znienacka wprost, że ukradłem jej portfel…

     !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!????????????????

     Ale według niej, tego portfela nie ukradłem ot tak, tylko w markecie w Pszczółkach (?!!!). Według niej, miało to być potwierdzone nagraniem z jakiegoś monitoringu (?!).

     Liczba znaków zapytania i wykrzykników może wyrazić moje zdziwienie. Dość szybko pacjentkę uznałem za wariatkę i zacząłem się śmiać.

     Na to zza barierki wychynął jakiś trzymetrowy dziad o aparycji zomowca i na chwilę zmyło mi uśmiech z twarzy: dwóch wariatów (w tym jeden duży), to już niebezpieczne. Na szczęście dziad okazał się dość spokojny i po chwili, przy moim ponownym rżeniu japy, zawrócili do zaparkowanego niedaleko samochodu (!!!), w którym ktoś jeszcze na nich czekał (!!!!!!!!!!!).  

     Oni polowali na domniemanego sprawcę, wskazanego przez jakąś idiotkę i manipulantkę!

     Pech (głównie mój) polegał na tym, że trafili akurat mnie….

     A co to ma wspólnego z ową słynną mamą Madzi?

     Ano baby to w większości wyrachowane manipulantki, które to potrafią tak wykręcić swoje najbliższe otoczenie, że będzie je czciło niczym boginie, wykonywało każde ich polecenie i wierzyło każdemu ich najdrobniejszemu łgarstwu.

      Bo to przeca niewinne, ciężko cierpiące i szczere do bólu istotki!

      Tu akurat ból jest jedyną prawdą…

      Ale nie ich!

     A baba owa agresywna, bezczelna i chora na umyśle, co to mnie znienacka napastowała?

     Jestem niemal w 100% pewny, że przerąbąła jakiś większy szmal, po czym wymyśliła scenariusz z siecią pajęczą, w którą pechowo (jak to w moim przypadku) dałem się złapać.

     Tylko czemu te bysiory o wysokości powyżej 2 metrów są zazwyczaj takimi skończonymi ciotami?!

     Odpowiedź jest prosta: my mali musimy odpierać ataki tych średnich (bo wysokich nie zaatakują), wysocy mają na wszystko wywalone i tracą męskość w lenistwie, a ci z małych, którzy wytrzymają łomot, stają się na ogół nieludzkimi skurwielami ubijającymi całą resztę.

     Co jest ogólnie sprawiedliwe.

     Ale co w tak zwanym międzyczasie durne babska sobie poszaleją, to nikt im nie odbierze!

     

    

 

1,322 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

      Media i politycy hucznie celebrują 25 rocznicę (niby) wolnych wyborów – czyli de facto końca PeeReLu (i socjalo/komunizmu). Propagandowy wymiot beneficjentów układu, KAŻE nam się cieszyć z powstałej w ten sposób "wolności". Radia i televizornie pieją z zachwytu nad ówczesną zmianą systemu, wszelkie wątpliwości ogromnej części społeczeństwa co do faktycznej zmiany na lepsze (a bardziej – normalne), lub rażącą wręcz w oczy szopkę, związaną z odejściem starego, czerwonego układu, TYLKO w cień biznesowo/polityczno/układowy, zwalając na członków owego społeczeństwa nieudolność (bo się nie przystosowało do tego wspaniałego, nowego systemu), lub na niecne knowania opozycji (Nie podoba ci się?! Toś z PISu!).

     To ćwierćwiecze ściemy, nieoczekiwanie połączyło się z pompatycznym pochówkiem ostatniego strażnika tamtego systemu – czyli ślepowrona. Kolo owy, sztywny i drętwy na maxa (brak poczucia humoru jest zazwyczaj oznaką problemów psychiczno/neurologicznych), miał jedną cechę wspólną z braćmi dyktatorami (w tym jednym upadłym na brzozę) dzisiejszego PISu właśnie:

    kompletny brak wiedzy ekonomicznej i absolutne oderwanie od realiów ZWYKŁEGO życia, ZWYKŁYCH ludzi.

     Czym spowodował kryzys totalny i niewyobrażalny, powodujący naturalny upadek systemu. Żadne tam skakania przez płoty jakiegoś bufonowatego elektryka, kombinacje kanapowych opozycjonistów – ćwierćinteligentów, czy nagłe i nieoczekiwane złagodnienie czerwonego potwora (co za frajerzy w to wierzą?!!!) nie obaliło komunizmu!

      To sprawiła ta słynna, niewidzialna ręka rynku. Jedyną alternatywą było brnięcie w stronę ubóstwa KRLD, które dość szybko by się jednak w naszym przypadku skończyło pogromem czerwonych (jak to miało miejsce w Rumunii). Swoją drogą oni rozstrzelali swojego Ceausescu , kończąc tym samym na starcie wszelkie problemy i konflikty i ucinając związki z przeszłością, a naszą (znaczy ruską), jaruzelską szmatę pochowano z honorami, przy udziale ubeków i innych, dobrze wypasionych mend komunizmu.

       W tym momencie wolałbym się urodzić rumunem!

       A cieszyć się nie będę, raczej bardziej martwić trzema milionami świeżych, młodych emigrantów.

       Emigracja tych ludzi, z tego nibywolnego, nibywspaniałego, nibyodrodzonego kraju, to klęska narodowa godna rzeki łez, długiej jak Wisła!

        I żadna dziennikarska, artystyczna, ani polityczna menda nie wciśnie mi kitu, że tu wszystko poszło dobrze i oto mamy raj na ziemii!

        Przeszliśmy  z komunistycznego wychodka, wprost w ciemną dupę postkomunistycznego układu. 

        Odór ten sam, ale otoczenie inne.

1,423 odsłon(a), dzisiaj nie było odsłon

Kategorie
Użytkownicy na stronie
Aktualnie online: 1
Stronę odwiedziło
000000
Dzisiaj :
Wczoraj :
W tym miesiącu :
Obecnie online :
Twoje IP: 3.230.152.133